Bell rozpoczął pracę w dwóch szkołach w połowie 2015 roku. Był trenerem sportowym i pomocnikiem nauczycieli. Dopiero na początku 2017 roku wszczęto dochodzenie w jego sprawie - i po sześciu miesiącach udało się go aresztować. Czyny 30-latka wyszły na jaw dzięki temu, że jeden z rodziców zauważył na telefonie dziecka podejrzane wiadomości od trenera i powiadomił władze - opisuje NBC.
Na początku zarzuty dotyczyły molestowania siedmiu uczniów, jednak ostatecznie mężczyzna przyznał się do zarzutów, w których mowa o 42 ofiarach.
Mężczyzna zdecydował się przyznać także do pozostałych zarzutów - tworzenia pornografii dziecięcej oraz prób zakażenia wirusem HIV, którego 30-latek jest nosicielem - podaje CNN. Na szczęście nie udało się zakazić żadnej z ofiar.
Prokurator Tony Covington wyraził zadowolenie z tego, że dzięki przyznaniu się uda się uniknąć procesu. Ten mógłby narazić prywatność ofiar. - To naprawdę niewyobrażalne, przez co trzeba było przejść w tym śledztwie - skomentował prokurator, nawiązując do oglądania godzin filmów, których "nikt nie chciałby zobaczyć".
Sąd ma orzec o karze dla Bella pod koniec marca. Prokuratura chce, by sprawca nigdy nie wyszedł z więzienia. Domaga się wyroku 190 lat pozbawienia wolności.