Prezydent USA Donald Trump uznał Jerozolimę za stolicę Izraela. Zamierza przenieść tam amerykańską ambasadę, która obecnie znajduje się w Tel Awiwie. Jest to złamanie światowego konsensusu ws. statusu miasta, a także przerwanie 20-letniej doktryny samych USA. Zarówno Władze Palestyńskie, jak i sojusznicy Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie i w regionie, ostrzegały przed tym ruchem.
Polityczna sytuacja Jerozolimy jest skomplikowana. Izrael uznaje miasto za swoją "odwieczną i niepodzielną stolicę". Jednak, według prawa międzynarodowego, jego wschodnia część jest okupowanym terytorium, nielegalnie zaanektowanym przez Izrael. Palestyńczycy chcą, by Wschodnia Jerozolima była stolicą ich państwa, gdy uzyskają niepodległość. Na to nakłada się historyczne i religijne znaczenie miasta.
Dlatego państwa utrzymujące stosunki dyplomatyczne z Izraelem, w tym jego sojusznicy, trzymają się doktryny, wg której miasto nie będzie uznane za stolicę Izraela, dopóki jego status nie zostanie rozstrzygnięty w traktacie pokojowym z Palestyńczykami.
Decyzja Trumpa będzie miała zarówno długofalowy wpływ na cały proces pokojowy, ale też prawdopodobnie wywoła gwałtowną reakcję i niepokój na Terytoriach Palestyńskich i w regionie. Zapytaliśmy o tę sytuację palestyńskiego dziennikarza, Alaa Daraghmego.
Alaa Daraghme: - Palestyńska walka o niepodległość toczy się od ponad 50 lat pod jednym, wspólnym hasłem: "Jerozolima". Jest to święte miasto dla muzułmanów, chrześcijan i Żydów, a wszystko, co go dotyczy, jest bardzo wrażliwą kwestią. Tylko przez ostatnie 17 lat wybuchły dwa powstania właśnie z powodu Jerozolimy. To jest czerwona linia dla Palestyńczyków.
- Tak. Palestyńczycy we Wschodniej Jerozolimie żyją jedynie na 16 proc. obszaru miasta (choć stanowią 35 proc. populacji - red.). Decyzja Trumpa jest wymierzona właśnie przeciwko tym ludziom. Teraz Palestyńczycy w Jerozolimie będą wiedzieli, że amerykańskie władze nigdy im nie pomogą.
- Zdecydowanie tak. To ma znaczenie dla sytuacji politycznej, ponieważ władze Palestyńskie negocjują już od 23 lat to, co otrzymują teraz od Amerykanów. To na pewno wpłynie na proces pokojowy między Palestyńczykami a Izraelem.
- Masowe protesty na całym Zachodnim Brzegu są pewne. Nie spodziewam się wybuchów przemocy, jednak demonstracje będą bardzo duże. Ostatecznie, dopiero czas pokaże, jaki będzie to miało wpływ na Palestyńczyków.
Podobne opinie na temat skutków decyzji Trumpa wyrażają też inni dziennikarze i eksperci, zajmujący się regionem.
"To nie tylko kwestia bezpieczeństwa (w najbliższych dniach - red.). Nie myślmy o tym tylko w kategoriach krótkookresowych. To ostateczny koniec rozwiązania konfliktu, opartego na doktrynie dwóch państw, koniec arabskiej inicjatywy pokojowej i koniec statusu USA, jako niezależnego mediatora" - pisze aktywista palestyńskiego pochodzenia Iyad el-Baghdadi.
Dziennikarze Izraelskiego "Haaretz'" przewidują, że - wbrew spekulacjom - nie dojdzie do natychmiastowej fali przemocy i zamieszek.
Pojawiają się też pojedyncze głosy, sugerujące, że decyzja Trumpa może - w długiej perspektywie - prowadzić do pokoju, jednak nie w formie doktryny dwóch osobnych państw.
"Patrząc z innej strony, przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy przybliża nas o krok do rozwiązania jednopaństwowego, z demokracją i równymi prawami dla wszystkich" - pisze na Twitterze dziennikarz Ayman Mohyeldin.