Ponad tydzień temu z Korei Północnej zbiegł jeden z żołnierzy tego kraju. Po dramatycznej ucieczce mężczyzna został przechwycony przez strażników z Południa, po czym trafił do szpitala. Po tej brawurowej ucieczce, władze Północy wyciągają konsekwencje wobec "odpowiedzialnych" za zdarzenie i próbują zapobiec kolejnym ucieczkom.
Amerykański "Newsweek" podał, że Korea Północna wymieniła wszystkich (ok. 35-40) pograniczników, którzy pełnili służbę w Strefie Zdemilitaryzowanej, gdy doszło do ucieczki. Według źródła, strażnicy mogą zostać ukarani za to, że jej nie powstrzymali. Dla odmiany strażnicy z Południa zostali odznaczeni za pomoc w uratowaniu żołnierza.
Z kolei BBC przywołuje relację Marca Knappera, amerykańskiego dyplomaty na placówce w Korei Południowej. Urzędnik w trakcie wizyty w Strefie Zdemilitaryzowanej zobaczył i sfotografował strażników kopiących okop i sadzących drzewa. Te działania mają prawdopodobnie zapobiec powtórzeniu sytuacji z 13 listopada.
Wciąż nie ujawniono ani imienia i nazwiska, ani stopnia zbiegłego żołnierza północnokoreańskiej armii. Media poinformowano jedynie o tym, że mężczyzna odzyskał przytomność, a stan jego zdrowia systematycznie się poprawia.
Szacuje się, że co roku z Korei Północnej ucieka około tysiąca osób. Zdecydowana większość wykorzystuje do tego granicę z Chinami. Ucieczka przez silnie pilnowaną linię demarkacyjną ma słabe szanse powodzenia.
Zobacz też: Pędził jeepem, chwilę później padły strzały. Film z brawurowej ucieczki z Korei Północnej