'Nie mógł zagwarantować, że to był jeden raz'. Brytyjski minister traci stanowisko, bo 'flirtował'

Michael Fallon, brytyjski minister obrony podał się do dymisji w związku z doniesieniami, że piętnaście lat temu kilkakrotnie położył rękę na kolanie dziennikarki Julii Hartley-Brewer.

Kobieta opisała niedawno ten przypadek, bez podania nazwiska ministra. Jego
tożsamość ujawniona została w artykule "The Sun" przed dwoma dniami. Mimo że Hartley-Brewer podkreśliła, że nie czuła się urażona, Michael Fallon uznał, że jego zachowanie było poniżej standardów i podał się do dymisji.

- W ostatnich dniach pojawiły się oskarżenia dotyczące zachowań posłów, w tym moich - powiedział minister w rozmowie z dziennikarzami. - Wiele z nich jest fałszywych. Zdaję sobie jednak sprawę, że w przeszłości nie spełniłem wysokich standardów, wymaganych przez siły zbrojne, które mam zaszczyt reprezentować. Rozważyłem moją pozycję w rządzie i rezygnuję ze stanowiska ministra obrony - stwierdził Fallon. W rozmowie z BBC dodał, że "część zachowań, które były akceptowalne 15-20 lat temu, teraz takie nie są".

Premier Theresa May przyjęła rezygnację ministra. Poinformowała, że docenia to, w jaki sposób Fallon podszedł do sprawy oraz przykład, jaki daje podległym mu żołnierzom.

Minister obawia się, że wypłynie więcej historii

Jak podaje dziennikarz "The Sun" Tom Newton Dunn, Fallon miał powiedzieć May, że "podaje się do dymisji, bo nie może zagwarantować, że nie wypłynie więcej historii, jak ta z Julią Hartley-Brewer. 

Również dziennikarz stacji ITV Robert Peston twierdzi, że minister podał się do dymisji, bo nie był to jednorazowy przypadek, a inne kobiety, z którymi "flirtował" mogą być "mniej wyrozumiałe" niż Hartley-Brewer. Dziennikarka oba wpisy podała na swoim Twitterze.

Hartley-Brewer zaszokowana decyzją

W chwilę po ogłoszeniu dymisji ministra dziennikarka oświadczyła na antenie telewizji Sky News, że jest zaszokowana, jeśli rzeczywiście przyczyną dymisji były wydarzenia sprzed piętnastu lat. - W sytuacji, gdy ja nie mam mu tego za złe, byłaby to najbardziej obłąkana dymisja w historii świata - powiedziała Hartley-Brewer.

Molestowanie w brytyjskiej polityce

Od paru dni londyńską dzielnicą rządową wstrząsają doniesienia o zachowaniach o podtekście seksualnym. Mieli się ich dopuszczać pracownicy i posłowie różnych partii. Kaliber oskarżeń jest różny: od wulgarnych SMS-ów czy niedwuznacznych przezwisk po wymuszenie kontaktu fizycznego.

Cień padł dziś na Damiana Greena, pełniącego de facto funkcję wicepremiera. Miał on sugerować jednej z kobiet, że pozytywna odpowiedź na jego zaloty to klucz do szybszej kariery. Z kolei pracownica Partii Pracy opowiedziała mediom, że została zgwałcona podczas konferencji stronnictwa, A gdy po latach chciała to zgłosić, usłyszała, że zablokuje jej to możliwość awansu.

Premier Theresa May zapowiedziała, że w przyszłym tygodniu spotka się z liderami wszystkich stronnictw, by omówić kwestię molestowania seksualnego, którego - według doniesień mediów - mieli dopuszczać się zarówno przedstawicieli Partii Konserwatywnej, jak i lewicowej opozycji. 

Więcej o: