Przez lata Aung San Suu Kyi była więźniem politycznym, a za swoją działalność w Mjanmie (dawniej Birma) otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. W kraju wreszcie zakończyła się wojskowa dyktatura, a kobieta została jego faktyczną przywódczynią. Jednak teraz pod jej rządami dochodzi od masowej czystki etnicznej.
W połowie sierpnia w stanie Rakhine miało dojść do ataków muzułmańskich rebeliantów z mniejszości etnicznej Rohindża. Władze poinformowały o "działaniach terrorystycznych", a wojsko przystąpiło do odwetu. Według międzynarodowych obserwatorów działania partyzantów - o ile miały miejsce - zostały wykorzystane jako pretekst do czystki.
Przez prowokacje i ataki wojska oraz bojówek buddyjskich nacjonalistów około 400 tys. ludzi - przedstawicieli muzułmańskiej mniejszości - musiało opuścić swoje domy. Ich wsie spalono, wielu zginęło. Teraz jako uchodźcy żyją w zatłoczony obozach w sąsiednim Bangladeszu i na "ziemi niczyjej" na granicy. Część zginęła podczas jej przekraczania.
ONZ oficjalnie nazwało sytuację "sztandarowym przykładem czystki etnicznej".
Na fali międzynarodowego oburzenia wobec traktowania muzułmańskiej mniejszości z ogromną krytyką spotkała się przywódczyni Mjanmy. Dla komentatorów niepojęte było, jak walcząca o wolność i prawa człowieka laureatka pokojowego Nobla może pozwalać na prowadzenie czystki etnicznej w jej kraju.
Niektórzy szukali usprawiedliwienia w tym, jak funkcjonuje system władzy w Mjanmie. Choć skończyła się wojskowa dyktatura, to armia jest niezależna od władzy cywilnej i San Suu Kyi nie ma formalnej możliwości wpłynięcia na wojskowych. Mogłaby jednak jednoznacznie potępić represje wobec muzułmanów, czego nie zrobiła. W wywiadach mówiła np. o "winie po obu stronach" i potrzebie poznania wszystkich faktów.
W tym tygodniu po raz pierwszy wygłosiła oficjalne orędzie. Potępiła w nim "wszelkie działania, łamiące prawa człowieka". Dodała również, że, każdy kto jest odpowiedzialny za jakiekolwiek nadużycia w stanie Rakhine, gdzie doszło do masakry, poniesie odpowiedzialność za swoje czyny. W swoim wystąpieniu nie mówiła jednak konkretnie o Rohindżach. Stwierdziła natomiast, że władze są zaangażowane w działania mające na celu "trwałe rozwiązanie konfliktu".
Organizacja Amnesty International skomentowała wystąpienie oświadczając, że San Suu Kyi i jej rząd "chowa głowę w piasek" wobec horroru represji i czystki. Zarzucili jej, że w przemówieniu pojawiały się nieprawdy i oskarżanie ofiar.
Światowe media i organizacje ostrzegają, że w kraju dochodzi nie tylko do represji i zabijania muzułmanów, ale też tworzenia fałszywych dowodów przeciwko nim.
Lokalne władze pokazywał dziennikarzom podczas specjalnej wizyty zdjęcia, mające stanowić dowód, że Rohindże sami palą swoje domy, a później oskarżają o to wojsko Mjanmy. Ofiary cywilne miały zaś zginąć z rąk rebeliantów, nie żołnierzy i buddyjskich nacjonalistów.
Zdjęcia "muzułmanki" w hidżabie miały być dowodem na to, że muzułmanie sami podpalają swoje domy. Tyle, że - jak podaje BBC - grupa dziennikarzy zobaczyła tę samą kobietę przy innej okazji, tym razem przedstawioną jako... hinduskę, która uciekła przed muzułmanami. Po przyjrzeniu się zdjęciom widać, że jej "hidżab" jest zrobiony z obrusu.
Kobieta, którą władze raz przedstawiały jako palącą domy muzułmankę, a raz jako uciekająca przed tymi samymi muzułmanami hinduskę AP (AP Photo)
Tymczasem zdjęcia satelitarne pokazują, że w regionie spalono ponad 200 wsi, zamieszkiwanych dotychczas przez muzułmańską mniejszość.
Poniższe zdjęcia przedstawiają to samo miejsce w 2014 roku (górne) i we wrześniu tego roku (dolne).
Zobacz więcej zdjęć z tych terenów >>>
Zdjęcie satelitarne. Na górze obraz z 30 stycznia 2014 roku, na dole z 2 września 2017 r. Jak podaje Human Rights Watch dolne zdjęcie obrazuje skalę zniszczeń AP / AP
Propaganda jest skierowana nie tylko na zewnątrz. Na stronach na Facebooku (w tym stronie San Suu Kyi oraz buddyjskich nacjonalistów), pojawiają się bezpodstawne oskarżenia wobec muzułmanów czy światowych mediów. Zdarzają się bezpośrednie wezwania do przemocy.
12 września Organizacja Narodów Zjednoczonych podała, że z Mjanmy uciekło 370 tysięcy ludzi. Od tego czasu ta liczba jeszcze wzrosła. W pogromach i walkach zginęło około 400 osób, wiele muzułmańskich wiosek zostało spalonych.
W zamieszkanej głównie przez buddystów Mjanmie, licząca milion sto tysięcy mniejszość muzułmańska nie ma żadnych praw. Sposób traktowania mniejszości Rohindża stał się jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii dotyczących praw człowieka w czasie, gdy w Birmie po latach brutalnej wojskowej dyktatury następują polityczne zmiany.
Poza ONZ, także m.in. Stany Zjednoczone wezwały rząd Mjanmy do zakończenia działań militarnych wobec muzułmańskiej mniejszości, udzielenie dostępu organizacjom humanitarnym oraz umożliwienie powrotu cywilom do swoich domów. - Mieszkańcy tego obszaru są narażeni na ataki wojsk, nie dociera tam pomoc humanitarna, a niewinni ludzie zostali zmuszeni do ucieczki przez granicę do sąsiedniego Bangladeszu - powiedziała Nikki Haley amerykańska ambasador przy Organizacji Narodów Zjednoczonych.