Marcelin i Francine Dumoulin zaginęli w Alpach w sierpniu 1942 roku po tym, jak wyszli nakarmić swoje krowy. Osierocili wówczas siedmioro dzieci, które od tamtej pory próbowały odnaleźć rodziców. Bez rezultatu. - Poświęciliśmy temu całe życie - wspomina ich najmłodsza córka, dziś 79-latka.
Przełom nastąpił dopiero w zeszłym tygodniu. W topniejącym lodowcu Tsanfleuron w pobliżu miejscowości Les Diablerets odnaleziono wówczas przypadkowo dwa zamarznięte ciała, kobiety i mężczyzny. I choć badania genetyczne nie zostały jeszcze przeprowadzone, szwajcarskie media podejrzewają, że to właśnie zaginiona przed laty para.
- Leżą tuż obok siebie i mają na sobie ubrania z czasów II wojny światowej - mówi córka państwa Dumoulin. - Teraz, po tych 75 latach, mogę powiedzieć, że dzięki temu odkryciu jestem już dużo spokojniejsza - dodaje.
Jak wspomina, ich matka bardzo rzadko wybierała się wysoko w góry razem z ojcem.
Córka państwa Dumoulin zapowiada, że jeśli badania DNA potwierdzą tożsamość jej rodziców, już wkrótce będzie mogła im wyprawić długo oczekiwany pogrzeb. Ale nie pojawi się na nim w czarnym stroju. - Myślę, że biel będzie dużo bardziej odpowiednia. Symbolizuje nadzieję, której nigdy nie straciłam - tłumaczy.