PiS oskarża sędziów o "bycie ponad prawem". Czy politycy za granicą szanują decyzje sądów?

"Przekroczenie uprawnień", "ingerencja w prerogatywy prezydenta" - tak PiS komentuje uchwałę Sądu Najwyższego ws. ułaskawienia Mariusza Kamińskiego. Niedawno w USA i Wielkiej Brytanii sądy wydały niekorzystne dla władzy decyzje. Obie były krytykowane, jednak Donald Trump i Theresa May się do nich dostosowali.

Prawo łaski jest prerogatywą prezydenta i nie podlega żadnej kontroli, również ze strony wymiaru sprawiedliwości - tak Kancelaria Prezydenta komentowała decyzję Sądu Najwyższego ws. prawa łaski.

Z kolei rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała w Sejmie, że w ocenie jej partii Sąd Najwyższy przekroczył swoje kompetencje i nadużył uprawnień. Jej zdaniem tą sprawą powinien zająć się Trybunał Konstytucyjny, nie Sąd Najwyższy.

- To orzeczenie nie ma oczywiście żadnej mocy prawnej. W mojej ocenie można je sobie oprawić w ramki i powiesić na ścianie - powiedział poseł PiS Arkadiusz Mularczyk portalowi wsensie.pl.

Po takich komentarzach władzy dziennikarze zwrócili uwagę, że może dojść do groźnej sytuacji - nieakceptowania decyzji sądu przez władzę. 

Michał Sznajder z TVN24 ocenił z kolei, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której "Sąd Najwyższy USA uchyla decyzję prezydenta USA, a politycy rządzący USA mówią, że takie coś można na ścianie powiesić".

W tym roku doszło do dwóch sytuacji, w których władze wykonawcze innych państw - USA i Wielkiej Brytanii - usłyszały nieprzychylny im wyrok sądu. Rzecz jasna w obu tych państwach system i relacje władzy wykonawczej i sądowniczej są inne, niż w Polsce. Jednak wszędzie obowiązuje zasada trójpodziału władzy, zgodnie z którą wszyscy -także rząd i prezydent - muszą respektować decyzje sądów.

Sędziowie obalają zamknięcie granic przez Trumpa

Jak na razie jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji Donalda Trumpa było zamknięcie granic USA dla uchodźców i obywateli kilku państw muzułmańskich. Miało ono dwie odsłony. W obu przypadkach dekret prezydenta został zniesiony przez sądy.

Za pierwszym razem Trump wypadł dekret wykonawczy nie informując o tym z wyprzedzeniem. Nagłe wejście w życie takiego zakazu wywołało chaos, a także protesty. Aktywiści zaskarżyli decyzję do sądu federalnego.

Sędzia federalny z Seattle w stanie Waszyngton nakazał wstrzymanie dekretu ze względu na wątpliwości prawne. Później troje sędziów Federalnego Sądu Apelacyjnego w San Francisco jednogłośnie podtrzymało tę decyzję. 

Trump bardzo ostro krytykował działania sądów. Zarzucał im działanie na szkodę bezpieczeństwa kraju, a nawet pisał o "tak zwanych sędziach". Ostateczne jednak administracja dostosowała się od decyzji. Najpierw wstrzymano zamknięcie granic, a później prezydent wydał nowy dekret, który miał być wolny od wad prawnych. Jednak i on został szybko zablokowany przez federalnego sędziego z Hawajów. Prezydent zapowiedział odwołanie się do Sądu Najwyższego. Ten na razie nie zajął się sprawą.

W Wielkiej Brytanii sądy miały "podważać władzę parlamentu"

Także na początku roku niekorzystna dla siebie decyzję ws. Brexitu usłyszał rząd Wielkiej Brytanii z premier Theresą May na czele. 

Rząd chciał samodzielnie uruchomić procedury z art. 50 traktatu lizbońskiego, który dotyczy opuszczenia Unii Europejskiej. Jednak grupa aktywistów i przeciwników Brexitu przekonywała, że to parlament musi uprawnić do tego radę ministrów. Sprawa trafiła do sądu. 

Wysoki Trybunał (High Court) orzekł, że rząd nie może uruchomić z art. 50 traktatu lizbońskiego bez zgody obu izb parlamentu. Gabinet May odwołał się od decyzji. Ostatecznie Sąd Najwyższy podtrzymał tę decyzję i potwierdził, że premier May potrzebuje zgody parlamentu.

Prokurator generalny Jeremy Wright powiedział po tym, że rząd jest "zawiedziony", ale zastosuje się do wyroku. Dużo ostrzej wypowiadali się inni politycy i tabloidy. "Daily Mail" i "The Sun" pisał m.in. o "bolesnej porażce rządu" i "niewybranych sędziach sabotujących Brexit". Zwolennicy opuszczenia UE mówili o "wątpliwościach konstytucyjnych" oraz "podważaniu władzy parlamentu przez sądy".

Pomimo takiego nastawienia części sceny politycznej, rząd przyjął do wiadomości decyzję sądu i się do niej dostosował i obie izby parlamentu głosowały w sprawie Brexitu.

Co zrobią Duda i Kamiński?

Komentarze środowiska PiS i niektórych mediów wskazują, że poddaje ono w wątpliwość decyzję Sądu Najwyższego, a nawet sam fakt, czy SN mógł decydować w tej sprawie. Najważniejszym pytaniem jest, jak zareagują na to Mariusz Kamiński i Andrzej Duda.

W związku z uchwałą SN sprawa byłego szefa CBA i jego współpracowników może ponownie trafić na salę sądową. "Czy Kamiński stawi się teraz na rozprawę apelacyjną, czy też uzna ją za 'nieistniejącą', a wyrok za 'nieważny'? A jeśli w apelacji zostanie uniewinniony?" - pyta na łamach "Gazety Wyborczej" Wojciech Czuchnowski.

W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych pomimo ostrej krytyki sądów, władza podporządkowała się nieprzychylnym wyrokom. Czy tak stanie się też w tym wypadku - przekonamy się. Jednak gdy Trybunał Konstytucyjny wydał decyzję, z którą nie zgadzał się rząd Beaty Szydło, to Kancelaria Premiera nie opublikowała wyroku, przez co ten nie wszedł on w życie.

"Prawo łaski może być stosowane wyłącznie wobec osób prawomocnie skazanych". Sąd Najwyższy uznał ułaskawienie M. Kamińskiego za bezprawne

Więcej o: