Temperatura w studiu telewizyjnym w Saint Denis pod Paryżem miała podczas debaty Le Pen - Macron wynosić dokładnie 19 stopni Celsjusza. Jednak przez dwie i pół godziny atmosfera była o wiele bardziej gorąca, a momentami między kandydatami aż iskrzyło.
Choć sondaże przed drugą turą wyborów prezydenckich dają Macronowi aż 20-procentową przewagę, kandydaci byli w pełni zaangażowani w debatę. Bardzo ostro spierali się m.in.: o kwestie gospodarki i podatków, bezpieczeństwa oraz pozycji Francji w Unii Europejskiej.
Kandydaci już w pierwszych minutach wchodzili sobie w słowo, przerywali i oskarżali wzajemnie.
- Jestem kandydatką ludu, jestem kandydatką Francji, którą kochamy - zaczęła Le Pen. Oskarżyła swojego kontrkandydata o "cyniczne zachowanie" w kampanii i nazwała go "zimnym bankierem". - Jest kandydatem globalizacji, uprzedmiotowienia, rozczłonkowania Francji przez międzynarodowe korporacje - mówiła.
Le Pen nazywała Macrona "doradcą Hollanda" (kandydat przez dwa lata był ministrem gospodarki w czasie prezydentury Hollanda) i oskarżała, że nie jest w stanie przeprowadzić reform jako prezydent, bo nie potrafił tego zrobić już jako członek rządu. - Broni pan prywatnych interesów, a nie interesu narodu - zarzucała Le Pen. - Ułatwia pan życie biznesmenom. To oczywiste, oni są pana przyjaciółmi - mówiła.
- Nasi obywatele muszą odpowiedzieć sobie, czy chcą tego ducha defetyzmu, który pani kreuje. "Europa jest zbyt trudna, NATO jest zbyt trudne, wycofamy się, postawimy mury i granice", to pani propozycje - zarzucił kontrkandydatce Macron.
- Pani strategią jest po prostu dużo kłamać - stwierdził Macron. - Nigdy nie odpowiadasz na pytania, wyciągasz rzeczy z przeszłości, mówisz o wszystkim i o niczym, nie ma pani żadnych swoich propozycji - zarzucił.
Choć i Macron, i Le Pen przerywali sobie nawzajem i oskarżali, to kandydatka skrajnej prawicy pozwoliła sobie na naprawdę ostre przytyki.
- Nie pogrywaj ze mną. Widzę, że chcesz zabawić się w "ucznia i nauczycielkę", ale mnie to nie kręci - powiedziała Le Pen, wytykając Macronowi jego związek ze starszą o ponad 20 lat kobietą, która była jego nauczycielką.
Później Le Pen pozwoliła sobie na kolejny przytyk. Zarzuciła Macronowi, że jest uzależniony od Angeli Merkel i ma jej "błogosławieństwo". - Jedno jest pewne, Francja będzie rządzona przez kobietę - przeze mnie lub przez Merkel - powiedziała.
Macron krytykował Le Pen w dużej mierze za brak konkretów w jej propozycjach. Zarzucał kontrkandydatce, że nie przedstawia żadnych szczegółów co do tego, jak zamierza sfinansować niektóre ze swoich obietnic. - Chcesz rozdawać prezenty. Ktoś będzie musiał zapłacić za twoje propozycje - mówił.
Centrysta stwierdził też, że nie da się sfinansować m.in. propozycji Le Pen, która chce, by ludzie przechodzili na emerytury w wieku 60 lat. - Nie wyjaśnia pani, jak to sfinansować. Ten plan będzie oznaczał albo podwyżkę składek, albo obniżenie świadczeń - mówił Macron.
Kolejnym gorącym tematem były kwestie bezpieczeństwa i terroryzmu. Był to jeden z ważniejszych tematów kampanii, w szczególności dla skrajnie prawicowej Le Pen.
- Musimy natychmiast przywrócić granice narodowe, wydalić obcokrajowców z listy obserwacyjnych przez służby i odbierać im obywatelstwo - wymieniała swoje propozycje Le Pen. Zarzucała Macronowi, że ten temat nie jest obecny w jego kampanii, a nawet, że rząd, którego ten był członkiem, przyczynił się do pogorszenia zagrożenia terrorystycznego.
- Musimy zamknąć salafickie maczety, wydalić głosicieli nienawiści, rozprawić się z islamistycznymi organizacjami. Potrzebujemy tysięcy dodatkowych miejsc w więzieniach - zapowiadała dalej liderka Frontu Narodowego.
Macron bronił się przed oskarżeniami i nazywał je "bzdurami". Ponownie zarzuciła Le Pen, że zamiast przedstawiać konkrety, skupia się na atakowaniu go. Podkreślał, że uznaje zagrożenie terrorystyczne jest jego zdaniem priorytetem na najbliższe lata. Mówił o potrzebie wzmocnienia służb i twardszego traktowania podejrzanych o terroryzm. - Jestem jednak za działaniami chirurgicznymi, a nie dotyczącymi wszystkich w jakiejś grupie - zaznaczał.
- To ty zamierzasz terroryzować ludzi. Pozbawianie ich obywatelstwa nie jest rozwiązaniem. Takie coś nie powstrzyma gotowych na atak samobójczy - mówił Macron. - Wiele państw poza strefą Schengen też zmaga się się z terroryzmem, co pokazuje, że zamknięcie granic nie jest rozwiązaniem- mówił centrysta.
Macron zaznaczał, że przy zmaganiu się z zradykalizowanymi obywatelami Francji trzeba szukać źródła problemu. - Kiedy kobiety i mężczyźni, urodzeni i wychowani w naszym kraju, zostają zradykalizowane i zabijają innych Francuzów, to musimy sobie zadać pytanie, jak do tego doszło i wziąć za to odpowiedzialność - mówił Macron.
- Nasza Republika nie daje miejsca każdemu obywatelowi - mówił. Centrysta zapowiadał jednocześnie, że jest gotowy na "prowadzenie wojny" przeciwko dżihadystom.
- Jeden z islamskich radykałów powiedział, że marzeniem dżihadystów jest, aby pani Le Pen została prezydentem Francji. Nie da się walczyć z terrorystami, ulegając ich retoryce. Pani chce wojny domowej - zarzucał Macron.
- Radykalizacją muszą zająć się sądy. Trzeba zamknąć organizacje sportowe, towarzystwa, kluby w których pojawia się fundamentalizm. Wzrost fundamentalistycznej ideologii żywi się ślepotą naszej władzy. To także pańska wina - mówiła Le Pen.
Już w trakcie debaty na Twitterze pojawiły się komentarze polskich i zagranicznych dziennikarzy i ekspertów.
Ekspert ds. bezpieczeństwa Michael Horowitz ocenił, że swoją retoryką w debacie Le Pen chce konsolidować swój skrajny elektorat i nie stara się przyciągnąć nowych wyborców z centrum.
"Nawet w debatach Clinton - Trump kandydaci nie pokazywali wzajemnej pogardy tak otwarcie, jak robią to Macron i Le Pen" - napisał niemiecki dziennikarz Mathieu von Rohr.
Polscy komentatorzy zwracali uwagę m.in. na lepsze przygotowanie Macrona i brak szczegółów w niektórych odpowiedziach Le Pen.