Spośród licznych dekretów, podpisanych przez Donalda Trumpa w pierwszych tygodniach prezydentury, najwięcej mówiło się o zamknięciu granic dla uchodźców i obywateli 7 państw.
Tymczasem uwadze umykają inne decyzje, mogące mieć bardzo poważne skutki dla Amerykanów. W piątek prezydent wydał dekret, w którym zleca sekretarzowi skarbu "przegląd" ustawy Dodda-Franka. Ten kompleksowy akt prawny, poparty przez obie partie, przyjęto w 2010 roku. Miał on zapobiec praktykom finansowym, które doprowadziły do krachu i globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku.
Prezydent nie może sam zmienić ustawy ani jej anulować. Jednak jego intencje w sprawie deregulacji działalności banków są jasne - pisze AP. Przeciwnikiem ustawy Dodda-Franka jest też sekretarz skarbu Steve Mnuchin, który pracował w banku Goldman Sachs.
Szczerze mówiąc, mam tak wielu znajomych, przyjaciół, którzy mają fajne biznesy i nie mogą pożyczać pieniędzy. Po prostu nie mogą dostać pieniędzy, bo banki nie odmawiają pożyczek z powodu regulacji w ustawie Dodda-Franka
- powiedział w piątek prezydent.
Trump argumentował, że te regulacje spowalniają wzrost gospodarczy i wpływają na zmniejszenie liczby miejsc pracy.
Według "Guardiana" jednym z najbardziej narażonych na zmiany elementów ustawy jest tzw. zasada Volckera. Rozgranicza ona działania konsumenckie banku oraz jego ryzykowane operacja handlowe. Zapewnia ona, że bank nie zyskuje na operacjach, które godzą w interes jego klientów.
Już sama decyzja o "przeglądzie" ustawy spotkała się z ostrą krytyką partii Demokratycznej. "Donald Trump w trakcie kampanii ostro krytykował Wall Street. Ale teraz, gdy już jest prezydentem, dowiadujemy się, po czyjej stronie naprawdę stoi - napisała w oświadczeniu senator Elizabeth Warren.
Bankierzy i lobbyści z Wall Street, których chciwość i lekkomyślność prawie zniszczyła nasz kraj, mogą wznosić toasty szampanem. Ale amerykańscy obywatele nie zapomnieli kryzysu z 2008 roku i nie wybaczą tego, co stało się dziś
- oświadczyła senator Warren.