Pochodzący z Wielkiej Brytanii 21-letni Junaid Hussain był hakerem, działającym w tzw. Państwie Islamskim (IS). Zajmował się tam też rekrutacją zagranicznych bojowników, która prowadzona jest - wysoce skutecznie - przez internet.
Przez to znalazł się - dosłownie - na celowniku Stanów Zjednoczonych. Śledzono go przez kolejne tygodnie, czekając, aż pojawi się bez publicznie bez swojego nieletniego, przybranego syna. Gdy naszedł ten moment, w kierunku Hussaina od razu wystrzelono pocisk z drona - opisuje "New York Times".
Ta próba uniknięcia ofiar cywilnych nie przyniosła całkowitego efektu. Jak przyznało amerykańskie dowództwo, w tym ataku z 13 sierpnia 2015 roku zginęło troje cywilów, a pięcioro zostało rannych. Osiągnięto jednak cel - wyeliminowano ważnego gracza w z internetowego frontu IS.
Według amerykańskiego dziennika nie było to pojedyncze uderzenie, ale część szeroko zakrojonej operacji, w której bojownicy "cyber-kalifatu" są eliminowani "jeden po drugim". Angażuje ona z jednej strony FBI, a z drugiej amerykańskie i sojusznicze wojska na bliskim wschodzie.
Funkcjonariusze Biura Śledczego zajmowali się śledzeniem przypadków propagandy w sieci, by dotrzeć do jej źródła. To doprowadziło do dziesiątek aresztowań osób związanych z islamistami w USA. Pozwoliło także namierzyć Hussaina i innych w Syrii. Tam amerykańskie i sojusznicze lotnictwo zlikwidowało ich, często przy użyciu dronów.
Internetowa propaganda, która skłania zwolenników IS do samodzielnych ataków lub przyłączania się do bojowników, wciąż stanowi bardzo poważne zagrożenie. Jednak amerykańskie władze są przekonane, że dzięki tym działaniom udało się tę groźbę ograniczyć.