W ostatniej debacie Trump nazwał Clinton "paskudną kobietą". Ale to nie ta wypowiedź może go pogrążyć

Patryk Strzałkowski
Trump przerywał i popisywał się ignorancją, Clinton nie przestawała się uśmiechać i unikała trudnych tematów. Na początku Republikanin wypadł powyżej oczekiwań. Ale jedno zdanie wywołało falę krytyki, która może przypieczętować wynik wyborów.

- Czyli mówi pan, że nie zamierza zastosować się do reguły, że przegrany szanuje wynik wyborów? - pytał Trumpa prowadzący debaty. - Powiem wam, kiedy przyjdzie co do czego. Będę trzymał was w napięciu, ok? - odparł kandydat republikanów.

Trump już od jakiegoś czasu sugerował, że wybory mogą być "ustawione" i że może dojść do fałszerstw. Jednak po tym, jak w debacie odmówił zadeklarowania, że zaakceptuje wynik wyborów niezależnie od tego, kto wygra, komentatorzy nie zostawiają na nim suchej nitki.

Reporterzy agencji AP w pierwszym zdaniu swojego podsumowania debaty nazywają wypowiedź Trumpa "zagrażającą fundamentom amerykańskiej demokracji". Inni mówią o "skandalu" i braku patriotyzmu". 

Portal Vox pisze o tym, że ten moment zdecydował o tym, że Trump przegrał debatę. Piotr Kraśko komentuje dla Gazeta.pl, że "te pięć sekund mogło zdecydować o wyniku wyborów". 

Komentarze ekspertów i publicystów na Twitterze pokazują, że ten temat będzie kontynuowany przez media i może mieć większe znaczenie niż obyczajowe skandale Trumpa.

Co znaczące, głosy oburzenia płyną nie tylko ze strony dziennikarzy. Od wypowiedzi o "ustawionych wyborach" odcinają się też sami Republikanie. "Jak większość Amerykanów, ufam naszej demokracji i systemowi wyborczemu. (...) Jeśli pan Trump przegra, będzie to wynikiem jego klęski jako kandydata, a nie 'ustawionego' systemu" - napisał w oświadczeniu po zakończeniu debaty senator Lindsey Graham.

Clinton? "Paskudna kobieta"

- Nikt nie szanuje kobiet bardziej niż ja - stwierdził w pewnym momencie Trump (część widowni parsknęła śmiechem). - Cóż za paskudna kobieta - powiedział o Clinton kilkadziesiąt minut później.

Czym zasłużyła na taki komentarz? Clinton tłumaczyła, że przez podniesienie podatków dla najbogatszych chce dofinansować zagrożony bankructwem system ubezpieczeń społecznych. - Moja składka wzrośnie, także składka Donalda wzrośnie. O ile nie wykombinuje, jak tego uniknąć - powiedziała, kąśliwie nawiązując do unikania podatków przez Trumpa. W tym momencie on wtrącił się z uwagą o "paskudnej" kobiecie.

Temat stosunku Trumpa do kobiet został wcześniej poruszony przez prowadzącego. Kandydat Republikanów nie przedstawił nowych odpowiedzi na oskarżenia o molestowanie. Powtórzył jedynie, że 9 zarzucających mu to kobiet kłamie i jego zdaniem oskarżenia są fabrykowane przez kampanię Clinton. - Albo to, albo one liczą na 10 minut sławy - dodał.

 "al-Asada był dużo sprytniejszym od Obamy"

Tak w poprzedniej debacie, jak i w innych momentach kampanii Trump sprawiał wrażenie, że ma niewielkie pojęcie o polityce zagranicznej. Zdaniem komentatorów, nie inaczej było tym razem. Kandydat Republikanów powtarzał, że kraje NATO i sojusznicy powinni "zapłacić", aby liczyć na pomoc ze strony USA; twierdził, że "Aleppo upadło", choć rebelianci nadal okupują dużą część miasta, w której żyje 200-300 tys. osób; krytykował rozpoczynającą się właśnie operację odbicia Mosulu z rąk IS, gdy jego zdaniem powinna być przeprowadzona z zaskoczenia, a nie zapowiadana od miesięcy.

Trump wychwalał syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada za bycie "twardym" i "dużo sprytniejszym od Obamy". Choć później przyznał, że jest on "złym człowiekiem", to chwalenie dyktatora odpowiedzialnego za śmierć kilkuset tysięcy własnych obywateli zostało wytknięte przez komentatorów. "To jedna z najbardziej chorych rzeczy, jakie dotąd powiedział", napisał Gary Shteyngart.

Podobnie ostro komentowano fakt, że Trump kwestionował odpowiedzialność Rosji za atak hakerski na partię Demokratyczną. Robił to pomimo tego, że amerykańskie agencje wywiadowcze stwierdziły, iż zgodę na atak "wydano na najwyższych szczeblach rosyjskiej administracji".  

Clinton unika odpowiedzi i nazywa Trumpa "marionetką"

Wystąpienie kandydatki demokratów zarówno sondaże, jak i część dziennikarzy oceniły jako lepsze od Trumpa. Jednak wcale nie było idealnie.

Kandydatka demokratów przynajmniej kilkukrotnie unikała odpowiedzi na niewygodne pytania. Gdy pojawiła się kwestia tego, czy zagraniczne wpłaty dla jej fundacji wpływały na jej działania polityczne, była sekretarz stanu najpierw wychwalała osiągnięcia organizacji, a później zaatakowała fundację Trumpa za związane z nią kontrowersje. 

Podobnie było, gdy prowadzący zapytał o skandale seksualne jej męża, w tym oskarżenia o molestowanie. Clinton ani słowem nie odniosła się do kwestii swojego męża, lecz zaatakowała Trumpa za jego słowa i zachowanie.

Pytana o następstwa bitwy o Mosul Clinton co prawda odpowiedziała na bezpośrednie pytanie mówiąc, że nie jest za wysłaniem tam amerykańskich żołnierzy. Nie przedstawiła jednak konkretnej odpowiedzi na to, co zrobić, by utrzymać tam pokój. Nie odpowiedziała też, czy wydałaby rozkaz zestrzelenia rosyjskiego samolotu, gdyby ten naruszył proponowany przez nią zakaz lotów na Syrią.

"Błąd", "Błąd!", "Błąd"

Trump ponownie został przynajmniej kilkakrotnie przyłapany na kłamstwie przez zajmujących się sprawdzeniem wypowiedzi dziennikarzy (m.in. przez politifact i NPR). Ponownie zachowywał się dość dziwnie, m.in. pochylając się do mikrofonu i mówiąc "Błąd!" podczas wypowiedzi kontrkandydatki. Brnął też w nieprawdy, wytykane mu już po poprzednich debatach (m.in. że nie popierał wojny w Iraku). Znów wielokrotnie kandydaci przerywali sobie nawzajem (Trump robił to dużo częściej). 

Jednak te kwestie zdecydowanie zostaną przykryte przez kluczową sprawę zaakceptowania wyniku wyborów. I to ona może ostatecznie o tym wyniku przesądzić. 

Choć Trump na Twitterze chwalił się zdecydowanym prowadzeniem w sondach internetowych, wg. sondażu przeprowadzonego dla CNN to Clinton zwyciężyła w oczach widzów.

Więcej o: