Mieszkańcy Aleppo widzieli już śmierć w każdej postaci. Teraz toczy się tam najważniejsza bitwa syryjskiej wojny

Kilku mężczyzn z białych hełmach gorączkowo kopie w gruzowisku rękami i łopatami. Z białego kurzu wyciągają bezwładne ciało. Rozlegają się krzyki. Płaczący ojciec bierze na ręce ciało swojego nastoletniego syna. Nagranie jest z wczoraj, jednak dla Aleppo to po prostu codzienność.

Niegdyś największe syryjskie miasto dziś wygląda niczym Warszawa tuż po wojnie. Jednak jeśli wydawało się, że sytuacja nie może się tam już pogorszyć, to teraz okazało się, że jest inaczej. Słowa "katastrofa humanitarna" przestają być wystarczające, by opisać warunki w mieście.

W ostatnich tygodniach doszło do przełomu w trwającej od kilku lat bitwie o miasto. Wspierane przez Iran i Rosję wojska syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada zamknęły oblężenie wokół wschodnich dzielnic Aleppo, zajmowanych przez rebeliantów. W okrążeniu znalazło się 300 tys. osób. Rosja ustanowiła "korytarze humanitarne", które miały umożliwić ucieczkę z miasta. Skorzystali z nich nieliczni.

Kilka dni później rebelianci, a przede wszystkim bojówki dżihadystów, zaczęły bitwę, mającą przerwać oblężenie. Udało im się zdobyć terytorium na południowym zachodzie miasta, jednak nie przerwano blokady.

Bitwa, która może zdecydować o losach syryjskiej rebelii 

Aleppo od 2012 roku podzielone jest na dzielnice rebelianckie i opanowane przez siły rządowe. Położone na wschodzie obszary kontrolowane przez rebeliantów są od 17 lipca całkowicie otoczone przez siły syryjskie wspierane przez Rosję. 

To bardzo ważna zmiana w konflikcie - zarówno bitwa o Aleppo, jak i cała wojna domowa od dawna pozostawała w impasie. Jednak zdobycie największego zajmowanego przez rebeliantów miasta byłoby dla reżimu Asada wielkim zwycięstwem, zarówno taktycznym, jak i ideologicznym - przekonuje amerykański "Newsweek". Z perspektywy rebeliantów sytuacja wygląda gorzej - nawet przerwanie oblężenia nie byłoby drogą do zwycięstwa, a jedynie do przetrwania.  

Zobacz aktualne zdjęcia z oblężonego Aleppo>>> 

Rebelianci w AleppoRebelianci w Aleppo ABDALRHMAN ISMAIL / REUTERS / REUTERS

Niepokojący, szczególnie dla Zachodu, jest fakt, że głównymi siłami prowadzącymi kontratak są nie umiarkowani rebelianci, a dżihadyści. Ich ewentualny sukces może dodać tym grupom prestiżu i sprawić, że przyłączy się do nich więcej bojowników. 

Ponieważ Zachód nie dostarczył umiarkowanym rebeliantom wystarczającego wsparcia, to ze względów taktycznych musieli oni w jeszcze większym stopniu zacząć polegać na dżihadystach - ocenia "Financial Times". "Tego właśnie od początku chciał reżim Asada: by móc przedstawiać wojnę jako czarno-biały konflikt między rządem a islamistycznymi ekstremistami - zaznacza prestiżowy dziennik. 

Dzieci palą opony, by nie ginąc od bomb 

Jednak obecna bitwa o Aleppo to - podobnie jak cały konflikt syryjski - tragedia dla ludności cywilnej, która wciąż pozostaje w mieście. W zajmowanych przez rebeliantów dzielnicach mieszka dziś ok. 300 tys. osób, z czego 120 tys. to dzieci. 

Dzieci palą opony w AleppoDzieci palą opony w Aleppo ABDALRHMAN ISMAIL / REUTERS / REUTERS

Po zamknięciu oblężenia mieszkańcy miasta zaczęli palić opony, by czarny dym utrudnił bombardowania lotnictwa Asada i Rosji. W gorzkich słowach nazywano to "strefą zakazu lotów domowej roboty". Strefa zakazu lotów (ang. no-fly zone) to propozycja niektórych polityków zachodnich, zgodnie z którą w wyznaczonej strefie nie wolno byłoby prowadzić nalotów, by zapewnić bezpieczeństwo cywilom.  

- Widziałem śmierć pod każdą postacią. Widziałem ludzi którzy się dusili, którzy płonęli, którzy przez 12 godzin byli zasypani gruzem - mówi agencji AP mieszkający w mieście Muhammad Khandakani. - Nie zamierzam żyć na wygnaniu lub wpaść w ręce reżimu - zaznacza. 

Mieszkającym w ruinach miasta Syryjczykom brakuje wszystkiego, od paliwa po wodę, nie wspominając o opiece medycznej. W dzielnicach rebelianckich mieszka już tylko jedna ginekolożka. Przez brak paliwa Farida może być zmuszona zamknąć gabinet. Brakuje jej też pieniędzy na jedzenie, a niedługo skończą się leki na astmę dla jej matki. Nie zamierza jednak wyjeżdżać.

Ruiny AleppoRuiny Aleppo Manu Brabo (AP Photo/ Manu Brabo, File)

- Jeśli miasto opustoszeje, rewolucję można uznać za skończoną - mówi 37-latka. Ocenia, że spośród jej znajomych ok. 1/4 chciałaby uciec z miasta. Jednak wielu nie będzie bezpiecznymi na terytorium rządu, gdyż są spokrewnieni z rebeliantami. Żołnierze, ale także cywile, giną także po stronie prorządowej. Rebelianci i dzihadyści prowadzą ostrzał ze zdobytej broni i rakiet czy dział własnej roboty, wysadzają się w powietrze w samobójczych atakach. 

"Zachód może zwyczajnie pozbyć się syryjskiego problemu"

Choć w Aleppo może toczyć się teraz największa i najważniejsza bitwa od początku konfliktu, wcale nie musi to oznaczać końca wojny. 

"Przekonanie, że tę wojnę zakończy zwycięstwo jednej ze stron jest mrzonką, obecnie powszechnie podzielaną na Zachodzie. Równie prawdopodobny jest niekończący się konflikt między reżimem zbyt słabym, by spacyfikować cały kraj, a terrorystami dżihadu" - ocenia "Financial Times".

Kolejną mrzonką dziennik nazywa wiarę, że "Zachód może zwyczajnie pozbyć się syryjskiego problemu". "Ten problem przeniósł się na próg Europy wraz z kolejnymi falami uchodźców oraz zamachami terrorystycznymi inspirowanymi IS lub przez nie reżyserowanymi" - przypomina.

AleppoAleppo ABDALRHMAN ISMAIL / REUTERS / REUTERS

"Cierpiący Syryjczycy uwięzieni w Aleppo pilnie potrzebują, by USA i Rosja odnowiły rozejm. Zarówno ze względów humanitarnych, jak i politycznych, nie ma dla tego rozwiązania alternatywy" - konkluduje "Financial Times". 

Jednak ani rozejmowi, ani jakiemukolwiek wsparciu pomocy humanitarnej na miejscu nie sprzyja sytuacja na świecie: Europa jest zajęta zagrożeniem terrorystycznym i kryzysem migracyjnym (bezpośrednio związanymi z resztą z sytuacją w Syrii), w USA trwa kampania wyborcza, którą wygrać może nieprzewidywalny w działaniach Donald Trump, władze Turcji, która wspierała rebeliantów, są skupione na sytuacji wewnętrznej w kraju po niedawnej próbie puczu. 

Tymczasem rebelianci i cywile w Aleppo mogą liczyć tylko na siebie. Dalszy impas i oblężenie miasta będzie oznaczać katastrofę humanitarną: w najlepszym wypadku dziesiątki tysięcy ludzi staną się kolejną falą uchodźców, a w najgorszym - stopniowo umrą z głodu, chorób lub w wyniku bombardowań.