Nadal nie udało się odnaleźć ciał nurków zaginionych na "Frankenie"

Poszukiwania ciał nurków, którzy zaginęli podczas eksploracji niemieckiego tankowca "Franken", nie przyniosły rezultatu. Marynarka Wojenna zakończyła trwający przez niemal pięć dni pierwszy etap poszukiwań, nie natrafiając na ślad zaginionych. Co dalej? O tym zdecyduje prokuratura.

Dwaj nurkowie, w wieku 29 i 36 lat, zaginęli w środę 28 czerwca podczas eksploracji wraku niemieckiego tankowca "Franken", leżącego kilka mil morskich na wschód od Helu. Mężczyźni mieli spędzić pod wodą około godziny. Gdy nie pojawili się na powierzchni 40 minut po umówionym czasie, sternik łodzi, którą przypłynęli, wezwał pomoc.

Na miejsce wysłano statek ratowniczy "Sztorm", kilka jednostek pływających (m.in. motorówkę WOPR) i śmigłowiec Marynarki Wojennej "Anakonda". Poszukiwania wzrokowe i kamerami termowizyjnymi nie przyniosły rezultatu.

W miniony czwartek Prokuratura Okręgowa w Gdańsku zwróciła się z prośbą o pomoc w poszukiwaniach do dowództwa Marynarki Wojennej RP. Teren wokół wraku zamknął Urząd Morski na wniosek śledczych Prokuratury Rejonowej w Pucku, która wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Następnie, w miniony czwartek, rozpoczął się kolejny etap poszukiwań, już z udziałem Marynarki Wojennej.

Szukał ich okręt marynarki, szukali koledzy

Zanim jednak to nastąpiło, grupa cywilnych nurków (kolegów zaginionych mężczyzn), za zgodą Urzędu Morskiego, rozpoczęła przeczesywanie wnętrza wraku na własną rękę. Pierwsze, na co zwrócili uwagę, to brak butli dekompresyjnych, które zazwyczaj nurkowie zostawiają (przed rozpoczęciem eksploracji wraku) w miejscu, z którego zamierzają potem rozpocząć wynurzanie. Istnieje więc możliwość, że zaginionym nurkom mogło coś się stać już podczas wychodzenia na powierzchnię.

W rejon wraku w miniony czwartek wysłano jednostkę 3. Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej, ORP "Lech". Załoga przy użyciu pojazdów podwodnych i sonarów zdalnie sprawdzała dno i okolice wraku. Poszukiwania rozpoczęto od przeczesywania okolic wraku. Początkowo, tak jak prosiła prokuratura, przeszukano okolice wraku w promieniu 50 metrów, ale ze względu na dobre warunki załoga ORP "Lech" zdecydowała się poszerzyć zakres poszukiwań do 500 metrów.

Efekt? Żaden. Ani śladu zaginionych mężczyzn.

W trakcie poszukiwań marynarze z ORP "Lech" używali wysoce specjalistycznego sprzętu, m.in. sonaru, który jest w stanie namierzyć przedmiot wielkości puszki po piwie. Wszystko, co wykrywał ów sonar, było dodatkowo sprawdzane przez spuszczane do wody pojazdy typu "Falcon".

Odnaleziono butle do nurkowania, ale...

Jedyne co odnaleziono, to cztery butle do nurkowania, które jednak prawdopodobnie nie należały do zaginionych.

- Były tak mocno zarośnięte, że musiały spoczywać na dnie od lat. Dwie z nich wydobyliśmy na powierzchnię. Przekażemy je prokuraturze - mówi kmdr ppor. Wojciech Prys, dowódca ORP "Lech", w rozmowie z portalem polska-zbrojna.pl.

Teraz raport z poszukiwań zostanie przekazany do Prokuratury Rejonowej w Pucku, która prowadzi sprawę pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, za co grozi do pięciu lat więzienia. Niewykluczony, choć bardzo mało prawdopodobny, jest także udział osób trzecich. Bardziej prawdopodobną hipotezą jest nieszczęśliwy wypadek lub awaria sprzętu, z którego korzystali zaginieni. Być może w kolejnym etapie poszukiwań wezmą już udział specjaliści ratownictwa podwodnego, ale o tym zdecyduje prokurator. Trzeba bowiem pamiętać, że warunki do eksploracji "Frankena" są trudne.

- By sprawdzić wnętrze wraku, konieczne będzie użycie płetwonurków do nurkowania głębokowodnego, czyli zaczynającego się od głębokości 50 metrów. Płetwonurkowie korzystaliby wtedy ze specjalnej mieszanki oddechowej - powiedział "Wyborczej" kpt. mar. Przemysław Płonecki, oficer prasowy 3. Flotylli Okrętów. - Pamiętajmy, że mamy do czynienia z wyjątkowo niebezpiecznym obiektem. Wrak splątany jest sieciami rybackimi, obrosły roślinnością i każdy ruch płetwą powoduje tam raptowny spadek widoczności.

28 czerwca, gdy doszło do zaginięcia płetwonurków, warunki do podwodnego zwiedzania gigantycznego wraku "Frankena" były niekorzystne. Widoczność sięgała trzech metrów, występowały też silne prądy morskie.

Więcej o: