Autografy tych światowej sławy polityków, którzy przyczynili się do zakończenia konfrontacji między Wschodem i Zachodem, zbierają państwo Beverly i Gene Prusa, emeryci z Chicago. - W 1987 roku byliśmy w Polsce, z której przybyli do USA nasi przodkowie. Odwiedziliśmy Gdańsk, gdzie za 10 dolarów kupiliśmy sztandar "Solidarności". Wróciliśmy do Polski cztery lata później. Bardzo się cieszyliśmy, że kraj tak się zmienił. Wtedy postanowiliśmy, że zbierzemy na naszym sztandarze podpisy tych, którzy przyczynili się do tej zmiany - opowiedziała mi wczoraj Beverly w moskiewskiej Fundacji Gorbaczowa.
Państwo Prusa dotarli już do Margaret Thatcher, prezydentów Lecha Wałęsy i Vaclava Havla, sekretarza stanu George'a Schultza. Swój autograf na sztandarze obiecała też złożyć w imieniu męża Nancy Reagan. Wkrótce Beverly albo Gene pojedzie do Rzymu do Jana Pawła II.
- Będę u Papieża przed wami. Powiem mu, żeby koniecznie podpisał się właśnie tu - Gorbaczow po podpisaniu sztandaru wskazał na to miejsce, gdzie nad napisem "Solidarność" unosi się polska flaga.
- Tak, myśmy zmienili swoje podejście do "Solidarności" - wspomniał były prezydent ZSRR. - Przyszło nam uznać, że ją tworzył sam naród, że ona wyrażała jego pragnienia. I potem okazało się, że "Solidarność" rzeczywiście dokonała przełomu, wprowadziła wasz kraj do nowego świata.
Gorbaczow i Jan Loryś, dyrektor Muzeum Polskiego w Chicago, w zbiorach którego ma się znaleźć podpisany przez polityków sztandar, wspominali zimną wojnę anegdotami ze swej młodości. - Nam w ZSRR na zajęciach z obrony cywilnej do znudzenia powtarzali, że w razie wybuchu atomowego trzeba się przykryć białym prześcieradłem. A my dodawaliśmy: "i pełzać w kierunku najbliższego cmentarza".
- Nam na szkoleniach obronnych w USA mówili, że trzeba usiąść, włożyć głowę między kolana. My dodawaliśmy: "i pocałować własny tyłek na pożegnanie" - zrewanżował się Loryś.
- A ja w końcu doszedłem do wniosku, że ani prześcieradło, ani chowanie głowy nic nie da, tylko trzeba redukować broń jądrową. Mam nadzieję, że nowi ludzie, którzy rządzą teraz u nas i u was, o tym nie zapomną - dodał były prezydent ZSRR.
Wacław Radziwinowicz, Moskwa