Policja: Z roku na rok liczba tych postępowań spada
Sądy 24-godzinne były sztandarowym pomysłem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Zgodnie z zapowiedziami miały być batem m.in na chuliganów, drobnych złodziei i stadionowych bandytów. Pierwsze wyroki w tym trybie zapadły w marcu 2007 roku. Ze statystyk wynika, że było to też najlepszy rok w jego funkcjonowaniu. Policja w trybie przyspieszonym prowadziła wtedy ponad 36 tysięcy spraw. Jednak, gdy tylko burza medialna wokół nowego rozwiązania ucichła a ich promotor odszedł z resortu statystyki zaczęły pikować w dół. W 2008 było ich jedynie około 8 tys, rok później 1373, a w ubiegły roku 576. Obecnie w porównaniu do 2007 roku liczba postępowań rozpatrywanych w tym trybie spadła niemal stukrotnie. W niektórych sądach w tym roku nie było nawet jednej takiej sprawy.
Szybko też się okazało, że to nie pseudokibice czy chuligani są głównymi klientami sądów 24-godzinnych. W znaczącej większości są to pijani kierowcy i rowerzyści. - To ponad 80 procent spraw prowadzonych w tym trybie - mówi sędzia Sebastian Ładoś.
Prawdopodobnie z tego też względu najczęściej tryb przyspieszony wykorzystywany jest w małych miejscowościach. Jak usłyszeliśmy np. w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga żadne z postępowań, które były ostatnio prowadzone w trybie 24-godzinnym na podległym jej terenie nie dotyczyło samej Warszawy. - Wszystkie sprawy zostały zarejestrowane w prokuraturach podwarszawskich, najwięcej w Nowym Dworze Mazowieckim, a to jest nasza najmniejsza jednostka - relacjonuje rzeczniczka prokurator Renata Mazur.
"W tym roku były cztery sprawy w trybie przyśpieszonym"
Jak dodaje w sumie w zeszłym roku w całym okręgu warszawsko-praskim (obejmującym też takie miasta jak Legionowo, Otwock czy Wołomin) było 14 spraw rozpatrywanych w trybie 24-godzinnym, w tym roku do tej pory 4. Prokurator Mazur zastrzega jednak, że o trybie, w jakim jest prowadzona sprawa decyduje policja i to właśnie mundurowych trzeba pytać, dlaczego nie korzystają z narzędzia, które pozwala szybko wymierzyć karę.
Uciążliwy i kosztowny
Okazuje się jednak, że kierownictwo policji samo do końca nie wie, albo nie chce powiedzieć, dlaczego policjanci prowadzący dochodzenia nie decydują się na tryb przyśpieszony - Za każdym razem policjant sam ocenia czy jest możliwość skorzystania z tego trybu czy też nie - odpowiada wymijająco Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Znacznie chętniej o przyczynach niechęci przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości do sądów 24-godzinnych mówią natomiast sędziowie. Ich zdaniem mundurowi nie korzystają z tego trybu, ponieważ wymusza on duże zaangażowanie samych funkcjonariuszy, nakłada bardzo rygorystyczne terminy i jest bardzo kosztowny, bo do prostych spraw niepotrzebnie absorbuje prawie wszystkich przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. - Zdarzało się, że w pełnej pompie z udziałem prokuratora, policjantów, obrońcy, któremu zresztą trzeba za to zapłacić ze skarbu państwa był sądzony np. pijany kierowca - opowiada sędzia Barbara Zawisza z Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi Północ. Tymczasem jak zwraca uwagę równie dobrze wyrok w tak prostej sprawie można było wydać znacznie taniej
Kwiatkowski: My odnotowaliśmy wzrost tych spraw
Ministerstwo Sprawiedliwości zauważyło, że liczba spraw toczących się w trybie 24-godzinnym zmierza w kierunku zera, dlatego w czerwcu zeszłego roku wprowadzono szereg zmian, które miały odwrócić tę tendencję. Przede wszystkim zrezygnowano z obowiązkowej obrony. Przed zmianą oskarżony musiał mieć obrońcę nawet, kiedy tego nie chciał, co znacznie podnosiło koszty procesu. - Obrona była obowiązkowa w najdrobniejszych sprawach. Sąd zawiadamiał obrońcę i czekał aż pełniący dyżur obrońca przyjedzie do sądu. Następnie ten obrońca musiał zapoznać się z aktami sprawy, co trwało około godzinami - mówi Zawisza. Dodatkowo zmieniono zapis mówiący o roli prokuratora w postępowaniu, który nie musi już brać w nim udziału. Jest jedynie zawiadamiany przez policje o przekazaniu wniosku o ukaranie do sądu. Zniknął też obowiązek zatrzymania oskarżonego i przymusowego doprowadzenia go do sądu, co miało odciążyć policjantów.
Z danych, jakie otrzymaliśmy wynika, że po nowelizacji przepisów niewiele się zmieniło. W tym roku w okresie od stycznia do końca marca toczyło się jedynie 118 postępowań w tym trybie. Okazuje się jednak, że Ministerstwo Sprawiedliwości wciąż wierzy, że wprowadzone zmiany przyniosą efekt. - Z informacji, które posiadam wynika, że w tym roku mamy delikatny wzrost spraw w stosunku do analogicznego okresu w roku ubiegłym - mówi minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podkreślając, że ów wzrost jest jak na razie naprawdę jedynie symboliczny. Ile wynosi? Niestety minister nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Trudno, więc na razie o optymizm w tej kwestii, bo z prostego rachunku wynika, że średnia miesięczna jest jednak gorsza niż w zeszłym roku.
Również zdaniem wielu sędziów optymizm w tym przypadku jest nieuzasadniony, bo zaniknięcie trybu 24-godzinnego najprawdopodobniej jest jedynie kwestią czasu. - To był pomysł propagandowy, który umrze śmiercią naturalną - prognozuje jeden z przedstawicieli warszawskiej temidy. W opinii sędziów mimo nowelizacji tryb przyspieszony nadal niepotrzebnie angażuje do prostych spraw zbyt dużo osób i odrywa od codziennych obowiązków. Sędziowie zwracają również uwagę, że obecnie w polskim prawodawstwie funkcjonują już tryby, które pozwalają na wystarczająco szybkie karanie i jednocześnie są mniej problematyczne. Chodzi tu np. o tzw. postępowanie uproszczone, które kosztuje mniej, bo nie absorbuje tak wymiaru sprawiedliwości, a wyrok na drobnego przestępcę również zapada w krótkim czasie: często od dwóch tygodni do trzech miesięcy. - Jest też np. możliwość wydania tzw. wyroku nakazowego, gdzie sędzia sam przy biurku wydaje wyrok, który następnie jest dostarczany oskarżonemu i jeżeli oskarżony się nie sprzeciwi to ten wyrok się uprawomocnia - mówi sędzia Zawisza. Sprzeciwu natomiast bardzo często nie ma, bo niejednokrotnie sprawca po prostu przyznaje się do winy.