Chiński prezydent Jiang Zemin wypowiedział się podczas rozmowy z japońskim dziennikarzem o opublikowanej we wtorek w USA książce "Dokumenty Tiananmen". Skrytykował też niedzielny program Mike'a Wallace'a z telewizji CBS "60 minut" poświęcony właśnie sprawie ujawnienia zapisów z tajnych narad przywódców chińskich wiosną 1989 roku. W programie uczestniczyli amerykańscy naukowcy, którzy przygotowali książkową publikację, oraz zachowujący anonimowość Chińczyk, które wywiózł akta na Zachód. - Mike Wallace, który był w Chinach, błędnie komentuje wydarzenia 1989 r. Zachodnie media mają prawo do własnego punktu widzenia, ale nie powinny przeinaczać faktów - powiedział Jiang.
Wywiezione na Zachód akta kompromitują obecnego prezydenta, pokazując, że swą karierę zaczął jako bezbarwny aparatczyk, który w okresie Tiananmen, z rekomendacji doradców Deng Xiaopinga i jako ich marionetka, awansował do Stałego Komitetu Biura Politycznego, by zastąpić w nim reformatora Zhao Jiyanga.
Prezydent mógł się poczuć tym bardziej nieprzyjemnie zaskoczony, że jeszcze we wrześniu sam wystąpił w znanym programie Wallace'a, a potem chwalił prezentera, publicznie stawiając go za wzór dziennikarzom z Hongkongu.
W poniedziałek chińskie MSZ uznało wywiezione dokumenty za spreparowane. Rzecznik ministerstwa Zhu Bangzao oświadczył, że rozprawa z protestem studenckim była "wysoce potrzebna dla stabilności i dalszego rozwoju Chin".
ap, mak