Z Rosji o Rosji

Rosja stoi przed dylematem - albo zafundujemy sobie drogich żołnierzy zawodowych, albo zostaniemy przy ?taniej? armii poborowej, która prowadzi krwawą wojnę sama ze sobą

Z Rosji o Rosji

Rosja stoi przed dylematem - albo zafundujemy sobie drogich żołnierzy zawodowych, albo zostaniemy przy "taniej" armii poborowej, która prowadzi krwawą wojnę sama ze sobą

Jeden tydzień z życia naszych sił zbrojnych.

W Kraju Stawropolskim ucieka z warty żołnierz 12. Batalionu Wojsk MSW szeregowy Wachitow. Rozstrzeliwuje dwóch młodych oficerów, a otoczony przez milicję popełnia samobójstwo.

Ze 131. Brygady Strzelców Zmotoryzowanych w kaukaskim Majkopie z bronią w ręku uciekają szeregowcy Toporkow i Polakow. Zabijają dwóch milicjantów. Po kilku dniach osacza ich pogoń. Na wezwanie do złożenia broni odpowiadają ogniem. Obaj giną w strzelaninie.

W tym samym czasie w północnej Karelii z pogranicznej strażnicy ucieka uzbrojony w automat szeregowy Rewiagin, a z batalionu stacjonującego w Osetii dezerteruje od razu dziesięciu żołnierzy. Zabierają ze sobą automaty, karabin maszynowy oraz granatnik ze sporym zapasem amunicji.

W Kraju Chabarowskim na Dalekim Wschodzie siedmiu żołnierzy uprowadziło ze swojej jednostki transporter opancerzony i ruszyło na poszukiwanie wódki. Podjechali do zamkniętego sklepu, rozbili wozem ceglaną ścianę. Wydobywszy z gruzów skrzynkę wódki i zakąskę, pognali z powrotem. Kierowca okazał się jednak zbyt pijany i wpakował maszynę do rowu.

Dużo się u nas mówi i pisze o rosyjskiej szczególnie okrutnej fali, która czyni warunki życia w koszarach absolutnie nieznośnymi i sprawia, że żołnierze uciekają z jednostek, strzelają do kolegów i samych siebie. Ale falą nie można wytłumaczyć wszystkiego.

Nasza armia przestaje być robotniczo-chłopska, staje się zaś armią ludzi z marginesu społecznego.

Statystyka mówi, że do wojska wciela się u nas tylko 11 ze stu poborowych. Inni unikają służby pod różnymi pozorami - nauka w szkołach wyższych, chorzy rodzice, żona i dzieci na utrzymaniu. A jeśli już nie można inaczej, to wyjściem staje się łapówka. Dwa, trzy tys. dol. najskuteczniej zwalniają od wojska.

W efekcie do armii trafiają poborowi z najgorszych środowisk. Połowa z nich to ludzie, którzy nigdy nigdzie nie pracowali i dawno już się nie uczą. 10 proc. z nich nie umie czytać i pisać. Tyle samo bierze narkotyki. Tyle samo pije nałogowo. Tyle samo w przeszłości miało problemy z milicją albo stawało przed sądem.

Kiepsko mają się też sprawy z korpusem oficerskim.

Co roku ze służby odchodzi 30 tys. młodych oficerów. Pobory mają mniej niż skromne (porucznik, dowódca plutonu dostaje 2 tys. 460 rubli, czyli 79 dolarów), 126 tys. oficerów (co czwarty) nie ma ani własnego kąta, ani najmniejszej nadziei na to, że kiedykolwiek dorobi się mieszkania.

Nie można się więc dziwić temu, że młody i klepiący biedę bezdomny człowiek nie staje się wychowawcą wykolejeńców, których komisje poborowe wcielają do armii.

Co robić w tej sytuacji? W czasie każdej kampanii wyborczej mówi się u nas dużo o potrzebie stworzenia w Rosji armii zawodowej. A potem okazuje się, że ten luksus kosztuje bardzo drogo i nas po prostu na niego nie stać.

We wrześniu 76. Pskowska Dywizja Powietrzno-Desantowa ma się stać jednostką złożoną wyłącznie z żołnierzy zawodowych. A to oznacza, że na pobory komandosów trzeba będzie wydawać rocznie 2,6 mld rubli (84 mln dol.). Żołd to jednak nie wszystko. Aby do służby chcieli się zgłaszać najlepsi z najlepszych, trzeba im zagwarantować mieszkania, pracę dla żon, żłobki i przedszkola dla dzieci, a także gwarancje socjalne po tym, jak przejdą do rezerwy.

Rosja stoi przed dylematem - albo zafundujemy sobie drogich żołnierzy zawodowych, albo zostaniemy przy "taniej" armii poborowej, która prowadzi krwawą wojnę sama ze sobą.

Wiktor Litowkin

Autor, w przeszłości dziennikarz "Krasnoj Zwiezdy", "Izwiestii", "Obszczej Gazety" jest dziś niezależnym komentatorem wojskowym.