Tylko Amerykanie wiedzieli o Kaliningradzie

Według dobrze poinformowanych źródeł w Waszyngtonie ani polskie służby specjalne, ani NATO nic nie wiedziały na temat rosyjskiej broni nuklearnej w Kaliningradzie. Nasi decydenci zostali całkowicie zaskoczeni środowym artykułem ?Washington Times?, który opierał się na doniesieniach amerykańskiego wywiadu satelitarnego

Tylko Amerykanie wiedzieli o Kaliningradzie

Według dobrze poinformowanych źródeł w Waszyngtonie ani polskie służby specjalne, ani NATO nic nie wiedziały na temat rosyjskiej broni nuklearnej w Kaliningradzie. Nasi decydenci zostali całkowicie zaskoczeni środowym artykułem "Washington Times", który opierał się na doniesieniach amerykańskiego wywiadu satelitarnego

Jak to było możliwe? Amerykanie, choć od pół roku wiedzieli o możliwym przybyciu rosyjskich ładunków nuklearnych do Kaliningradu, nie podzielili się tą wiedzą ani z Polakami, ani z żadnym innym sojusznikiem w NATO. Dopiero po artykule w "Washington Times" w Kwaterze Głównej Sojuszu w Brukseli zaczęły krążyć zdjęcia i raporty. Żądali ich nie tylko zaskoczeni artykułem Polacy, ale także m.in. Niemcy i Norwedzy.

Informacje z naszych źródeł przeczą piątkowym zapewnieniom źródeł w NATO, że w Kwaterze Głównej wiedziano o rosyjskim posunięciu. Cała sprawa jest na tyle delikatna, że żaden z ekspertów z kilku krajów Sojuszu, do których zwróciliśmy się z prośbą o wyjaśnienie sprawy, nie chciał rozmawiać pod nazwiskiem.

Święte satelity?

Z naszych ustaleń wynika, że NATO od wielu lat podejrzewało, iż Rosjanie przetrzymują w rejonie Kaliningradu pewną ilość ładunków nuklearnych. Pochodzą one jeszcze najpewniej z zapasów wojsk radzieckich wycofywanych z dawnego NRD właśnie przez Kaliningrad. Według "Washington Times" chodzi o ładunki do rakiet SS-21 Toczka. Eksperci twierdzą, że równie dobrze mogą to być ładunki artyleryjskie lub głowice zdejmowane z torped.

Dlaczego Amerykanie nie przekazali Polakom najnowszych, określonych przez Pentagon jako "bardzo prawdopodobne", informacji o ładunkach? - Informacje z wywiadu satelitarnego Waszyngton traktuje jak świętość i bardzo niechętnie dzieli się tym z kimkolwiek - usłyszeliśmy wczoraj. [Już w 1999 r. podczas nalotów na Kosowo sojusznicy USA, zwłaszcza Francuzi, skarżyli się, iż Amerykanie nie przekazują im danych z wywiadu satelitarnego - red.]. Amerykańscy wojskowi są bowiem przekonani, że system przepływu informacji w Sojuszu nie jest idealnie szczelny i co ciekawsze informacje znajdują drogę do krajów spoza NATO. - Do tego dochodzi nie najlepsza opinia Pentagonu o polskiej wojskowej służbie specjalnej WSI - usłyszeliśmy w Waszyngtonie od oficera, który zna szczegóły współpracy wywiadów wojskowych. - Polski wywiad wojskowy z pewnością nie cieszy się tu dobrą opinią.

Pytaliśmy specjalistów, czy inspekcje w Kaliningradzie mogłyby pozwolić ustalić z całą pewnością, czy jest tam broń nuklearna. - Absolutnie nie - usłyszeliśmy. - W Iraku ONZ szuka takiej broni od dziesięciu lat ze wsparciem satelitów i CIA. I nic nie znalazł.

System inspekcji zawsze pozwala bowiem gospodarzom na zamknięcie przed inspektorami części bazy lub koszar. - Wystarczy więc podejrzane paczki wrzucić do jednego budynku i ogłosić go strefą niedostępną dla inspektorów - mówią znawcy. - Można też na przykład powiedzieć, że dany magazyn nie należy do poddanej inspekcji jednostki, lecz do sąsiedniej, więc inspektorzy nie mogą go już zobaczyć.

Inspekcja w Kalingradzie?

Nic dziwnego, że Amerykanie przyjęli polską propozycję przeprowadzenia inspekcji w Kaliningradzie co najmniej chłodno. - Rosja nie musi się na takie inspekcje godzić, a nasze naciski w tej sprawie doprowadzą jedynie do zaostrzenia stosunków - twierdzi ekspert powiązany z nową administracją prezydencką w USA. Już w piątek zresztą polski MSZ oświadczył, że "nie domaga się przeprowadzenia na terytorium Rosji inspekcji o charakterze nadzwyczajnym".

Rosja zadeklarowała kilka lat temu, że nie będzie rozmieszczać broni nuklearnej w rejonie Bałtyku. Zobowiązanie to nie ma jednak mocy prawnej. - Podobnie jest z naszym zobowiązaniem do nieumieszczania broni nuklearnej na terytorium nowych członków - usłyszeliśmy w Kwaterze Głównej NATO. Na razie nikt poważnie nie rozpatruje jednak możliwości przewiezienia do Polski czy Czech jakichkolwiek ładunków nuklearnych.

Po co w ogóle Rosjanom broń nuklearna w Kaliningradzie? - Gdańszczanie mogą spać spokojnie - mówią amerykańscy eksperci. Zdaniem Zbigniewa Brzezińskiego składowanie tej broni właśnie w Kaliningradzie to po prostu rozwiązanie najtańsze, a właśnie takie preferują generałowie operujący skromnym w ich mniemaniu budżetem. - Gdyby Rosjanie chcieli nastraszyć Zachód, nie musieliby sięgać po tak subtelne metody i uzależniać ich powodzenia od tego, czy jakiś dziennikarz o tym napisze - twierdzą Amerykanie. - Nie oznacza to oczywiście, że dla Polski nie byłoby lepiej, gdyby tej broni w Kaliningradzie nie było.

Widziane w USA

Rzecznik rosyjskiego MSZ twierdzi, że data publikacji artykułu w "Washington Times" nie jest przypadkowa. Według niego Pentagon próbuje w ten sposób odwrócić uwagę opinii publicznej od głośnej obecnie afery związanej z bombami użytymi przez USA w Bośni i Kosowie [prasą europejską obiegają doniesienia o tajemniczych zgonach na raka lub białaczkę żołnierzy z kontyngentów sił pokojowych wielu państw w b. Jugosławii, co wiąże się z użyciem przez Amerykanów bomb uranowych do paraliżowania przesyłu energii elektrycznej - red.]. - To już naprawdę kpina - usłyszeliśmy w Waszyngtonie. - W USA mało kto wie, gdzie leży Kaliningrad, a informacja "Washington Times", choć wzbudziła wiele zamieszania w Polsce czy Niemczech, na pewno nie przesłoniła doniesień o aferze w Bośni.

Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, iż Bill Gertz - autor artykułu o rakietach w "Washington Times" - jest znany ze swych powiązań z bliskim Republikanom kręgiem oficerów służb specjalnych. W swej nowej fascynującej książce o poczynaniach chińskiego wywiadu naukowego w USA Gertz otwarcie oskarża administrację Clintona o lekceważenie zagrożeń ze strony Państwa Środka.

Doniesienia w umieszczeniu przez Rosję broni nuklearnej w Kaliningradzie biją najbardziej nie w samych Rosjan, lecz właśnie w Clintona i Departament Stanu. Republikanie od dawna oskarżają Biały Dom o to, iż w ostatnich lat utracił całkowicie kontrolę nad wydarzeniami w Rosji i poniósł fiasko zwłaszcza w dziedzinie rozbrojenia nuklearnego i zmniejszania arsenałów nuklearnych. Doniesienia "Washington Times" to nowa amunicja dla Republikanów i pole do popisu dla nowego prezydenta.

W niedzielę rosyjski prezydent Władimir Putin określił rewelacje "Washington Times" jako absurdalne. Mimo próśb dziennikarzy nie zgodził się szerzej skomentować kwestii broni jądrowej w Kalingradzie.

Bartosz Węglarczyk, Waszyngton