A także obrazy: Rafała Radziewicza, Franciszka Kostrzewskiego, Wojciecha Gersona, Henryka Pillatiego, Juliana Fałata, Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej, Adama Chmielowskiego, Stanisława Witkiewicza, Witolda Pruszkowskiego, Józefa Pankiewicza, Leona Wyczółkowskiego i Jana Stanisławskiego. Obrazom towarzyszą rzeźby, reprezentujące najważniejsze tendencje w sztuce tego okresu.
Prezentacja "Szału uniesień" w warszawskiej Zachęcie 18 marca 1894 r. wzbudziła dyskusje i polemiki wśród krytyki artystycznej i publiczności. Pierwszego dnia obraz obejrzało ponad 1 tys. osób, przez pięć tygodni trwania wystawy zwiedziło ją ponad 12 tys. "Szał" inspirował poetów i dramaturgów - Kazimierz Przerwa-Tetmajer pisał: "Na rozhukanym olbrzymim koniu, na jakiejś apokaliptycznej bestii rzuconej w chaos, w zamęt wichrzących się tumanów chmur i mgławic, na wpół leży naga kobieta, oplótłszy koniowi kark ramionami, tuląc się doń twarzą, piersią, korpusem, cisnąc mu konwulsyjnie boki nogami. Biegun powietrzny w szalonym pędzie rwący kopytami przestrzeń, tak że zda się spod kopyt nie iskry, ale błyskawice wytrysną, szalony rumak godny na grzbiecie na bajeczne boje olbrzymie Króla Ducha nieść widmo, wiszący nad otchłanią rozkiełznanych odmętów niesie tę nagą kobietę w dal, w głąb, w bezkres - bezkres pożądań - bezkres żądz zmysłowych. Ona płonie - ten rumak szalony to szaleństwo jej pragnień, wulkan jej namiętności lawą zionący i wichrem płomieni, to szał jej krwi, jej ciała".
Artyści i intelektualiści Młodej Polski uznali obraz za manifest swojej generacji: "My, młodzi artyści pędzla czy pióra, my fantastyczne, druzgocące wszystkie szablony dzieło Podkowińskiego witamy z najwyższą radością".
24 kwietnia 1894 r. Podkowiński zniszczył obraz na wystawie, tnąc go na kawałki. Wiktor Gomulicki tak relacjonował zwierzenia Podkowińskiego: "Zniszczyłem obraz, a kto wie, czy nie uśmierciłem zarazem i talentu swego. Nic od dnia owego nie robię, nic robić nie mogę. (...) Było to wyższe nad wolę moją. (...) chwila była piekielna. Rozdzierane płótno wydawało głos podobny do krzyku. A gdy w otworze, na kilka łokci długim, błysnęło drzewo rusztowania, strach mnie zdjął, (...) bo podobne było do kości bielejących w rozpłatanym trupie".
Rok później Podkowiński już nie żył. Miał zaledwie 29 lat.
Temat sztuki, muzy, natchnienia oraz roli artysty, jego powinności i ciążącej na nim odpowiedzialności fascynował Jacka Malczewskiego przez całe niemal twórcze życie, czemu dawał wyraz w ciągłych nawrotach do tych tematów. Najdoskonalszą i najklarowniejszą ilustracją tych dylematów artystycznych jest monumentalne płótno "Introdukcja", a więc początek, wstęp, wprowadzenie w nieznaną, niepewną przyszłość. Kompozycja przedstawia na pozór banalną scenę rodzajową.
Bohaterem obrazu jest chłopiec - czeladnik malarski, malarczyk. Biednie ubrany, zadumany i zapatrzony w swoje wizje, siedzi w ciszy parku na brzozowej ławce. Jego malarską profesję określa jedynie stojący na ziemi pojemnik z farbami i pędzlami oraz leżący na ławce zwój szablonów. Sposób przedstawienia zamyślonego chłopca zdaje się być nie tylko sugestią dotyczącą tajemnego źródła sztuki i niejasnej relacji pomiędzy naturą zmysłów i marzeń. Jest również odbiciem dylematów Jacka Malczewskiego i owych artystycznych rozterek i zmagań twórczych, które przeżywał 36-letni, doświadczony już wówczas artysta, poszukujący potwierdzenia słuszności wyboru zawodu malarza, gwarantującego mu jedynie ubóstwo, brak zrozumienia, osamotnienie i wyobcowanie z otaczającego świata, a momentami nawet zwątpienie. Nie bez znaczenia zdaje się być również otaczająca "malarczyka" przyroda. Może to właśnie ona pomaga ujawnić powołanie artystyczne bądź przynieść wyczekiwane natchnienie. Malczewski pisał: "Natura tak na mnie działa, że rozpływam się w niej całkowicie".
Mały malarz w kolejnych płótnach Jacka Malczewskiego przeistoczył się w targanego dylematami twórczymi artystę znanego z "Melancholii", "Błędnego koła" czy "Natchnienia malarza".
W ostatnich latach życia Aleksander Gierymski skoncentrował swoją twórczość na pejzażach miejskich ukazywanych w różnych porach dnia, podejmując za każdym razem odmienne wyzwanie artystyczne, polegające na uchwyceniu zmiennych i złożonych zależności światła i barwy. Przemieszczając się między Monachium, Paryżem, Rzymem i innymi miastami włoskimi, tworzył widoki zabytkowych budowli i placów ujmowane w jaskrawym południowym słońcu, ostro wydobywającym szczegóły architektoniczne; malował mroczne i chłodne wnętrza kościołów, ze światłem sączącym się do wewnątrz przez kolorowe witraże; malował parkowe aleje w porannym świetle opalizującym we mgle, zatopione w dusznej aurze upalnego popołudnia lub przesycone różowawym blaskiem przedwieczornej zorzy. Artysta, obdarzony nadzwyczajną wrażliwością kolorystyczną, pozwalającą na dostrzeganie najmniejszych niuansów barwnych, chwytał i utrwalał krótkotrwałe, zachwycające zjawiska natury. Czynił to jednak w sposób odmienny od impresjonistów, poświęcających realizm przedstawienia dla zatrzymania ulotnego wrażenia.
Dzięki umiejętności zestrajania obrazu kolorem, subtelnymi harmoniami barwnymi, uzyskiwanymi przez ledwo dostrzegalną dla oka gradację tonów i łagodne przejścia walorowe, godził wierność warsztatowej perfekcji z momentalnością utrwalanych zjawisk, uzyskując jednorodną wizję malarską. Dzieła te zyskiwały szczególny, skłaniający do zadumy nastrój, charakterystyczny dla symbolicznych pejzaży przełomu wieków.
W celu ukazania subtelnych różnic gry światła i cienia Gierymski czasem wielokrotnie malował ten sam motyw. Widoki parku ogrodowego przy rzymskiej willi rodu Borghese prezentują właśnie takie zmiany natężenia światła. W pierwszym popołudniowe słońce odbarwia niebo i - przesączone przez konary pinii - kładzie się plamami na alejce i trawnikach. Drugi obraz, malowany po zachodzie słońca, ukazuje ten moment przedwieczoru, gdy niebo zatrzymuje jeszcze blask światła, przesycając wszystko różowofioletową poświatą, już przytłumianą szarością nadciągającego mroku.
Na podstawie materiałów Muzeum Narodowego w Krakowie