W piątek władze w Dżakarcie poinformowały, że w walkach chrześcijan z muzułmanami, które zaczęły się blisko dwa lata temu, kiedy islamscy ortodoksi ogłosili dżihad, świętą wojnę, zginęło 5 tys. osób. (wcześniej mówiono o 2,5 tys. ofiar). W ostatnich dniach z wysepek Seram, Tior i Kasiui oraz Ambonu, stolicy prowincji, uciekły setki chrześcijan w obawie przed nawróceniem ich na islam. Zwierzchnicy muzułmańscy na Molukach twierdzą, że to wszystko kłamstwa, a część chrześcijan dobrowolnie zmieniła wyznanie.
- Miałem do wyboru ogolić sobie głowę albo pozwolić, żeby mi ją ścięli - opowiada Anton Sagat, jeden z uciekinierów. Ksiądz Jonas Adjas z Ambon zebrał zeznania od 260 wieśniaków, których nawrócono na islam w ciągu ostatniego tygodnia (w ubiegłym miesiącu blisko tysiąc osób wyrzekło się wiary, by ratować życie). Chrześcijanie potwierdzają, że bojówkarzom muzułmańskim pomaga armia.
Prezydent Abdurrahman Wahid poinformował, że służby bezpieczeństwa aresztowały kilku dowódców z armii stacjonującej na Molukach, oskarżanych o wspieranie muzułmanów, a kilkuset żołnierzy ma zostać wkrótce stamtąd odwołanych. W czerwcu na Molukach wprowadzono stan wyjątkowy i odwołano część żołnierzy, ale nie powstrzymało to przemocy.
Walki na Molukach, dawniej Wyspach Korzennych, to jedna z konsekwencji dyktatury gen. Suharto i jego polityki przesiedleń muzułmanów na wyspy zamieszkane przez chrześcijan. W Indonezji, czwartym pod względem ludności kraju na świecie, ponad 90 proc. mieszkańców to wyznawcy islamu.
ajc