Szyfrant Zielonka żyje w Chinach, czy leżał nad Wisłą?

Szyfrant Stefan Zielonka zaginął w kwietniu zeszłego roku. Od tego czasu mnożą się hipotezy na temat jego losów: samobójstwo, zamordowany, uciekł i pracuje dla obcego wywiadu. Pomimo, ze prokuratorzy są prawie pewni, że kilka tygodni temu to właśnie ciało szyfranta znaleziono nad Wisłą, znowu pojawiła się informacja, że Zielonka żyje i ma się dobrze.

7 maja 2009 roku w mediach pojawiła się informacja, że policja i służby specjalne poszukują 52-letniego Stefana Zielonki - szyfranta pracującego dla wywiadu wojskowego. Chorąży miał posiadać ogromną wiedzę na temat wywiadu i procedur NATO-wskich.

Szyfrant 12 kwietnia 2009 roku wyszedł ze swojego mieszkania na warszawskim Gocławiu i od tamtej pory nie dał znaku życia. Ani rodzina, ani pracodawca nie wiedzą co się z nim dzieje. W chwili zniknięcia miał być na zwolnieniu lekarskim. Na początku nikt z przełożonych Zielonki nie zwrócił uwagi, że nie ma go w pracy. Sprawa była bagatelizowana przez kierownictwo wywiadu.

Kilka dni później "Dziennik" napisał, że szef wywiadu wojskowego płk Radosław Kujawa tuszował sprawę. Wywiad nie przekazał informacji o zaginięciu Zielonki ani do prokuratury wojskowej, ani do żandarmerii. Natomiast na posiedzeniu sejmowej komisji ds. służb specjalnych, Kujawa zapewniał że zrobił wszystko, aby wyjaśnić tajemnicze zniknięcie. Prokuratura przyznała, że zajęła się sprawą dopiero po pojawieniu się informacji w mediach, czyli dokładnie miesiąc po zniknięciu szyfranta. - Postępowanie zostało przez nas wszczęte 13 maja. Tak późno dlatego, że do czasu publikacji "Dziennika" nic o zaginięciu chorążego Zielonki nie wiedzieliśmy - mówił płk Grzegorz Skrzypek, szef wojskowej prokuratury garnizonowej w Warszawie.

Problemy psychiczne

Po posiedzeniu komisji ds. służb specjalnych, usłyszeliśmy od posłów, że szyfrant miał problemy zdrowotne i osobiste. Nieoficjalnie mówiło się o samobójstwie.

Tydzień od pojawienia się informacji o zaginięciu szyfranta na biurko prezydenta trafił tajny raport przygotowany przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Według RMF FM Stefan Zielonka leczył się na depresję. Chorąży przez dwa lata od likwidacji WSI miał czekać na weryfikację, co odbiło się na jego zdrowiu psychicznym. Złożył rezygnację, miał już prawa emerytalne, ale przełożeni namówili go na pozostanie w służbie - twierdziła rozgłośnia. Wywiadowi brakowało doświadczonych szyfrantów. Sięgnięto więc po sumiennego żołnierza z 20-letnim stażem i doświadczeniem z misji na Bałkanach. Na problemy w pracy miały nałożyć się problemy rodzinne. Mężczyzna od lat był w separacji z żoną. Mieszkał z nią w jednym domu, w osobnych pokojach zamykanych na klucz - donosiło radio.

Rosyjski i Chiński trop

Od samego początku śledczy nie wykluczali żadnej z wersji: od przypadkowej śmierci, poprzez morderstwo, porwanie, aż po zdradę kraju. Ta ostatnia oczywiście najbardziej działa na wyobraźnię. W mediach pojawiały się doniesienia, że Zielonka sprzedawał informacje obcym wywiadom.

Najpierw mieli to być Chińczycy. "Najpoważniejsza hipoteza dotycząca zniknięcia szyfranta chorążego Stefana Zielonki zakłada jego zdradę i wieloletnią współpracę z chińskim wywiadem" - podał w grudniu zeszłego roku "Dziennik Gazeta Prawna".

Kolejnym krajem, który miał korzystać z usług naszego szyfranta była Rosja. Taka informacja pojawiła się w rosyjskim tygodniku "Argumenti Niedieli". "Dla wywiadu nie ma nic gorszego od zniknięcia szyfranta. O pozyskaniu osoby pracującej na tym stanowisku marzą wszystkie służby specjalne" - napisali dziennikarze "Argumenti Niedieli". Ich zdaniem zniknięcie chorążego mogło mieć kolosalne znaczenie dla całego systemu bezpieczeństwa państw NATO, a stać za nim mogli właśnie Rosjanie.

Rewelacje rosyjskich mediów były, przynajmniej oficjalnie, bagatelizowane przez polskie służby. - Ta informacja to zemsta za schwytanie przez nasz kontrwywiad ich szpiega - twierdził oficer polskiej armii. Rzeczywiście kilka tygodni wcześniej wypłynęła wiadomość, że ABW schwytała Rosjanina podejrzanego o szpiegostwo. Wówczas rosyjskie media uznały informacje o wpadce szpiega jako "bzdurne". - My o Polsce wiemy wszystko. Intencje jej politycznych liderów otwarcie przekazywane są przez media i nie stanowią żadnej tajemnicy - przekonywał emerytowany oficer rosyjskich służb.

Z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej doniesień o tym co Zielonka miał wiedzieć i czym się zajmować. Z informacji "DGP" wynikało, że chorąży brał udział w szkoleniach tzw. nielegałów, czyli agentów wysyłanych w świat bez dyplomatycznego statusu. Znał ich twarze, tożsamości i kraje do których zostali wysłani. Ponadto Zielonka przez wiele lat szyfrował depesze wojskowego wywiadu. Znał budowę i zasadę działania sprzętu służącego do kodowania informacji. Doskonale orientował się w metodach komunikacji państw NATO - donosił "DGP".

Kilkaset tysięcy na koncie

Tezę o zdradzie chorążego miały potwierdzać informację, które pojawiły się już na początku sprawy. Zielonka przed samym opuszczeniem mieszkania miał zabrać ze sobą osobiste pamiątki. Nie wziął natomiast dokumentów ani pieniędzy - wynikało z informacji "Dziennika".

Mogło to oznaczać, że wiedział, iż nie wróci do domu. Kolejną rzeczą, która miała świadczyć o tym, że Zielonka zdradził był fakt, że na jego koncie leży kilkaset tysięcy złotych, których nikt nie próbował podjąć. To miało potwierdzać hipotezę, że Zielonka został zwerbowany przez obce służby, które w takich sytuacjach zapewniają pełne utrzymanie.

Dezerter

Na początku marca tego roku - mimo lansowanej tezy o "zwykłym", kryminalnym zaginięciu (morderstwo, wypadek) - prokuratura zdecydowała się postawić chorążemu zarzut dezercji, za co grozi od trzech miesięcy do pieciu lat więzienia. Jednocześnie wiceszef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg poinformował, że wobec niemożności przesłuchania Stefana Zielonki, śledztwo w jego sprawie zostanie w zawieszone. Prokuratura nie ujawniła jakie fakty pozwoliły na postawienie zarzutu.

Fragmenty ciała i wyciąg z banku

W ostatnim czasie sprawa Zielonki nabrała rozpędu. 23 kwietnia francuski portal "Intelligence Online" napisał, że polski szyfrant uciekł do Chin i mieszka w okolicach Szanghaju razem z żoną i dzieckiem. Służby pracujące dla Ministerstwa Bezpieczeństwa Chin miały wywieźć go z Polski, gdy na tropie Zielonki znalazł się kontrwywiad - czytamy na stronach portalu.

Zaledwie kilka dni po tej rewelacji w Wiśle odnaleziono fragmenty ciała mężczyzny z dokumentami należącymi do szyfranta. Okazało się, że odnalezione fragmenty to tak naprawdę "dolne partie ciała w stanie totalnego rozkładu". Po chwili na miejscu byli przedstawiciele wojskowej prokuratury. Śledczy nie mieli wątpliwości co do nietypowego odkrycia - Znaleźliśmy ciało, które wstępnie możemy zidentyfikować jako zwłoki Stefana Zielonki - mówił w TVN Warszawa płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy.

Jednak stołeczni policjanci nieoficjalnie mówili, że sprawa jest dosyć dziwna. Ciało było w stanie totalnego rozkładu, natomiast dokumenty z nazwiskiem Zielonki były całkiem dobrze zachowane.

Prokuratorzy podkreślili, że w stu procentach będzie można stwierdzić, czy odnalezione ciało faktycznie należało do Stefana Zielonki, dopiero po badaniach DNA. Dwa dni temu okazało się jednak, że przeprowadzone testy dały sprzeczne wyniki. - Badania DNA dokonane z fragmentów kośćca wykazały, że to jest szyfrant. Badania zęba wykluczyły to - mówił w RMF FM prokurator generalny Andrzej Seremet. W efekcie zdecydowano się przeprowadzić trzecie ostateczne badanie. Wynik ma być znany 20 maja.

Zielonka jednak żywy

Zdaniem Philippe Vasseta, szefa portalu "Intelligence Online" odnalezienie ciała, kilka dni po opublikowaniu informacji niewygodnej dla polskich służb, może być zwyczajną zmyłką. Dziennikarz podkreśla, że nawet jeżeli prokuratura poinformuje, że DNA odnalezionych zwłok zgadza się z DNA Zielonki to i tak nigdy nie będziemy mieć pewności czy wyniki nie zostały sfałszowane. - Jest ciągle pewne na 90 proc., że szyfrant Stefan Zielonka żyje i pracuje w rejonie Szanghaju jako doradca chińskiego wywiadu - powiedział w rozmowie z RMF FM Philippe Vasset. Nadal jednak nie przedstawił żadnych dowodów na poparcie swojej tezy.

W serwisie policyjni.pl także: Zabiła partnera ciosem noża w plecy [Zdjęcie]

Więcej o: