W 1992 r. wyszła na jaw fala skandali w Kościele irlandzkim, które zachwiały jego fundamentami. Najbardziej negatywną reakcję w społeczeństwie wywołała jednak nie sama fala skandali, lecz reakcja na nią ze strony Episkopatu i wyższych przełożonych. Ludzie uznali, że przez długi czas biskupom zależało przede wszystkim na losie zamieszanych w te skandale księży, nie zaś na losie ofiar. Przez wiele lat biskupi przemilczali te trudne sprawy. Władze kościelne zaczęły reagować na problem dopiero wtedy, gdy zdały sobie sprawę z tego, że nie można go już dalej tuszować. Opinia publiczna uznała, że problemem nie jest grzech kilku biskupów i księży, ale fakt, że sama struktura Kościoła umożliwia dokonywanie takich nadużyć.
W ciągu ostatnich lat jest zupełnie inna polityka. Obecnie w Irlandii, jeśli nawet ktoś jest tylko podejrzany o molestowanie nieletnich, jest usuwany z pracy; może powrócić do swoich obowiązków dopiero po ewentualnym korzystnym dla niego wyjaśnieniu sprawy.
Ukrywanie takich spraw przez Kościół oznacza samobójstwo, bo prawda prędzej czy później wychodzi na jaw, a wtedy wszyscy są oburzeni. Przyznanie się Kościoła do błędów może z kolei wzmocnić jego autorytet.