"Koniec ze służalczością wobec USA". Po 54 latach japońska PLD oddaje władzę

- Uznaję swoją porażkę i zrezygnuję z przewodniczenia Partii Liberalno-Demokratycznej - powiadomił Taro Aso, premier i obecny lider PLD po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów parlamentarnych. Władzę przejmie Partia Demokratyczna. Poza krótką przerwą w 1993 r. jest to pierwsza przegrana PLD od 1955 r. - poinformowało BBC.

W niedzielę odbyły się wybory do japońskiego parlamentu. Ostateczne wyniki nie zostały jeszcze ogłoszone, jednak wiadomo już, że po 54 latach rządów Partii Liberalno-Demokratycznej władzę przejmie Partia Demokratyczna.

Zgodnie z przewidywaniami mediów, PD może liczyć na 308 z 480 mandatów w niższej izbie parlamentu, natomiast LPD jedynie na 119.

- Jeszcze dziś przedstawię nowy gabinet - ogłosił przewodniczący PD, Yukio Hatoyama. Przyszły premier zapowiedział koalicję z dwiema mniejszymi partiami. - To był nasz cel. Chcemy nadać polityce nowy poziom, który spełni oczekiwania społeczeństwa - powiedział Hatoyama na konferencji prasowej w Tokio.

- Najważniejsze jest teraz odświeżenie w naszej partii - odpowiedział obecny premier Taro Aso pytany o komentarz do wstępnych wyników wyborów. - Popełniliśmy zbyt wiele błędów. Bardzo poważnych błędów... [od ostatnich wyborów - przyp. red.] zmienialiśmy premiera aż trzy razy - stwierdził Kotaro Tamura, członek PLD.

- Wybory były bardziej manifestacją zniechęcenia wobec rządów Partii Liberalno-Demokratycznej niż poparcia dla Partii Demokratycznej - stwierdził Roland Buerk, analityk BBC News. - Tak duża przewaga oznacza, że ludzie chcą znaczących zmian w parlamencie - dodał.

W trakcie kampanii, Hatoyama obiecywał m.in. rozbudowę systemu ubezpieczeń społecznych, mimo wysokiego długu publicznego i starzejącego się społeczeństwa, które już teraz stanowi poważne obciążenie dla budżetu.

W polityce zagranicznej zapowiedział koniec ze służalczością wobec Stanów Zjednoczonych i zacieśnienie stosunków z azjatyckimi sąsiadami. - Wierzymy w siłę japońsko-amerykańskiej przyjaźni - oświadczył Robert Gibbs, rzecznik Białego Domu.