W niedzielę odbyły się wybory do japońskiego parlamentu. Ostateczne wyniki nie zostały jeszcze ogłoszone, jednak wiadomo już, że po 54 latach rządów Partii Liberalno-Demokratycznej władzę przejmie Partia Demokratyczna.
Zgodnie z przewidywaniami mediów, PD może liczyć na 308 z 480 mandatów w niższej izbie parlamentu, natomiast LPD jedynie na 119.
- Jeszcze dziś przedstawię nowy gabinet - ogłosił przewodniczący PD, Yukio Hatoyama. Przyszły premier zapowiedział koalicję z dwiema mniejszymi partiami. - To był nasz cel. Chcemy nadać polityce nowy poziom, który spełni oczekiwania społeczeństwa - powiedział Hatoyama na konferencji prasowej w Tokio.
- Najważniejsze jest teraz odświeżenie w naszej partii - odpowiedział obecny premier Taro Aso pytany o komentarz do wstępnych wyników wyborów. - Popełniliśmy zbyt wiele błędów. Bardzo poważnych błędów... [od ostatnich wyborów - przyp. red.] zmienialiśmy premiera aż trzy razy - stwierdził Kotaro Tamura, członek PLD.
- Wybory były bardziej manifestacją zniechęcenia wobec rządów Partii Liberalno-Demokratycznej niż poparcia dla Partii Demokratycznej - stwierdził Roland Buerk, analityk BBC News. - Tak duża przewaga oznacza, że ludzie chcą znaczących zmian w parlamencie - dodał.
W trakcie kampanii, Hatoyama obiecywał m.in. rozbudowę systemu ubezpieczeń społecznych, mimo wysokiego długu publicznego i starzejącego się społeczeństwa, które już teraz stanowi poważne obciążenie dla budżetu.
W polityce zagranicznej zapowiedział koniec ze służalczością wobec Stanów Zjednoczonych i zacieśnienie stosunków z azjatyckimi sąsiadami. - Wierzymy w siłę japońsko-amerykańskiej przyjaźni - oświadczył Robert Gibbs, rzecznik Białego Domu.