Burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg oficjalnie potwierdził, że w katastrofie zginęli wszyscy pasażerowie obu maszyn. Na pokładzie śmigłowca Eurocopter AS 350 było sześć osób, w tym pięcioro z nich to turyści z Włoch. Śmigłowiec należał do Liberty Tours, przewoźnika specjalizującego się w powietrznym zwiedzaniu i czarterach. Samolotem typu Piper PA-32 leciały trzy osoby, w tym jedno dziecko. Maszyna wystartowała z lotniska Teterboro w New Jersey.
Po obu stronach rzeki Hudson pracują ekipy poszukiwawcze i policja. Według służb, akcja ratunkowa zmieniła się w poszukiwanie ciał. Tym samym nie potwierdziły się wcześniejsze informacje reportera stacji telewizyjnej NY1, że strażakom udało się uratować z katastrofy jedną osobę.
Do powietrznej kolizji doszło niedaleko Hoboken nad rzeką Hudson w stanie New Jersey obok Manhattanu. Niewielki samolot lecący na małej wysokości zderzył się z śmigłowcem. Obie maszyny spadły do rzeki.
Świadkowie mówią, że wyraźnie było słychać uderzenie podobne do strzału gaźnika samochodowego. Śmigłowiec miał według nich spaść "jak kamień w wodę", a samolot stracił skrzydła.
Firma Liberty Tours, do której należał śmigłowiec specjalizuje się w lotach turystycznych wokół Statuy Wolności, wyspy Ellis i Manhattanu. Koszt wycieczki waha się od 130 do nawet 1,000 dolarów od osoby.
Dwa lata temu inny śmigłowiec należący do Liberty spadł podczas lotu wycieczkowego z wysokości 150 metrów do rzeki Hudson. Dzięki umiejętnościom pilota nikomu z siedmiu pasażerów nic się nie stało.
W 1997 roku podczas lotu wirniki śmigłowca zahaczył o budynek na Manhattanie. I tym razem pilotowi udało się bezpiecznie wylądować.
W styczniu tego roku Airbus należący do US Airways tuż po stracie z lotniska w Nowym Jorku awaryjnie lądował na rzece Hudson. W silniki samolotu wpadło stado ptaków. Pilot dzięki swojemu opanowaniu i doskonałemu wyszkoleniu posadził maszynę na rzece, na wysokości Manhattanu. Żaden z pasażerów i członków załogi nie odniósł obrażeń.