W wywiadzie dla dziennika ,,New York Post" Cenzon-DeCarlo opisuje swoje traumatyczne przeżycie, podkreślając, że kazano jej wybierać pomiędzy wiarą a pracą.
Według dyrekcji szpitala, aborcja została wykonana w trybie nagłym, ze względu na grożące matce niebezpieczeństwo. W opinii lekarzy, gdyby pielęgniarka nie asystowała przy aborcji, matka, cierpiąca na tzw. zatrucie ciążowe, umarłaby. Innego zdania jest pielęgniarka, która twierdzi, że aborcja nie musiała być przeprowadzona w trybie nagłym, gdyż zgodnie ze szpitalną nomenklaturą przyznano temu przypadkowi tzw. kategorię II, oznaczającą, że sytuacja nie zagrażała bezpośrednio życiu pacjentki.
Cenzon-DeCarlo pochodzi z Filipin i pracuje w Mount Sinai od 2004 roku, jako pielęgniarka na bloku operacyjnym. W ankiecie przed przyjęciem do pracy miała na piśmie oświadczyć, że nie zgadza się asystowanie w aborcjach. Pielęgniarkę przed sądem reprezentują prawnicy chrześcijańskiej organizacji Alliance Defense Fund (ADF). Domagają się oni odszkodowania od szpitala, przywrócenia pielęgniarki do pracy w pełnym wymiarze godzin i szanowania jej poglądów odnośnie do aborcji. W pozwie prawnicy domagają się też odebrania szpitalowi rządowych dotacji, gdyż - ich zdaniem - placówka dopuściła się naruszenia obowiązującej klauzuli sumienia, chroniącej pracowników klinik i szpitali przed uczestnictwem w kontrowersyjnych pod względem moralnym zabiegach medycznych.
Do zabiegu aborcji doszło 24 maja. Od tej pory pielęgniarka ma kłopoty ze snem i nie może się uporać z powracającymi koszmarami.