Jeden z turystów twierdzi, że 14 lipca, kiedy to doszło do tragicznego wydarzenia - została przekroczona liczba turystów, którzy mogą wsiadać na wóz.
- Gdy dojechaliśmy do Włosienicy, gdzie kończy się trasa, widać było, że koń jest straszliwie przemęczony. Słaniał się na nogach, w końcu upadł. Później dowiedzieliśmy się, że nie przeżył. Rozmawialiśmy też z woźnicą. Tłumaczył, że był to atak serca. Moim zdaniem koń padł z przemęczenia - mówi turysta w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".
Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w piątek zgłosiło sprawę do prokuratury.
Więcej o tragedii na drodze do Morskiego Oka na stronie Tygodnika Podhalańskiego