- W kryzysie nie ma co się dziwić, że ludzie bronią swoich miejsc pracy. Dziś rano byliśmy przy KDT, z radnymi byliśmy też u komendanta stołecznego policji. Żądaliśmy interwencji - mówił poseł Błaszczak.
Jego zdaniem nie może być tak, żeby używano gazu w centrum miasta. - Dlatego złożymy wniosek do prokuratury, czy firma ochroniarska nie przekroczyła swoich uprawnień - argumentował Błaszczak.
PiS do Schetyny i Gronkiewicz Waltz: Siła nie jest rozwiązaniem
- Tylko poprzez dialog możemy rozwiązać ten konflikt. To nieodpowiedzialne działanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, która ani razu z kupcami się nie spotkała. Pani prezydent jest wiceprzewodniczącą PO, partii która obywatelskość ma wpisaną w nazwę. Gdzież jest ta obywatelskość, gdzież jest dialog i rozmowa - mówił Błaszczak. - Żądamy rozmów z przedstawicielami KDT - dodał poseł.
Kolejni posłowie PiS zwracali uwagę na brutalność działań firmy "Zubrzycki", nazywając działania ochroniarzy "bestialskimi" i apelowali o zwołanie sztabu antykryzysowego.
Radny Marek Makuch opowiadał co działo się pod halą, mówił o brutalności ochroniarzy, użyciu gazu. - Ja czegoś takiego nie widziałem, no może poza stoczniowcami - mówił radny. Jego zdaniem problem nie polega na tym, że kupcy chcą "brzydkiej hali": - Utrata prawie dwóch tysięcy miejsc pracy w kryzysie to prawdziwy problem - przekonywał.
Inny radny mówił o dantejskich scenach pod halą KDT, o bojówkach ubranych na czarno, które użyły gazu. - Dziwi mnie, że to prezydent miasta zdecydowała o użyciu siły szczególnie pod swoją nieobecność - mówił.
Błaszczak powtórzył żądania PiS, wezwał szefa resortu sprawa wewnętrznych Grzegorza Schetynę, by ten zapanował nad sytuacją i wezwał policję do interwencji.
Poseł PiS zaapelował, by natychmiast usiąść do rozmów i nie eskalować napięcia. Zdaniem posła Błaszczaka - Złamanie prawa jest wtedy, gdy właściciel terenu domaga się jego opuszczenia. W tej sytuacji nie można egzekwować prawa siłą.
Od 1 stycznia tego roku wygasła umowa dzierżawy na halę KDT. Kupcy nie chcą jednak opuścić hali. Jak tłumaczą, czują się oszukani, ponieważ 10 lat temu ówczesne władze miasta obiecywały im nowy dom towarowy na Placu Defilad.
- Pikieta pod kancelarią premiera jest nielegalna - mówił dwa lata temu wojewoda mazowiecki Jacek Sasin z PiS i wzywał prezydent Warszawy do zlikwidowania "białego miasteczka" pielęgniarek.
W trakcie interwencji policji pod Kancelarią ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego ucierpiały dwie kobiety: jedna z nich dostała zawału.
Miasteczko powstało spontanicznie w czerwcu 2007 roku, po tym jak premier Kaczyński odmówił spotkania z przedstawicielkami protestujących w sprawie podwyżek wynagrodzeń i reformy opieki zdrowotnej pielęgniarek.