- To śledztwo dotyczące śmierci - powiedziała rzeczniczka policji. Nie potwierdziła tym samym wczorajszych doniesień TMZ.com.
Portal informował, że śledczy prowadzą dochodzenie w sprawie morderstwa króla popu i w tym kontekście "skupiają się na postaci" lekarza Conrada Murraya.
Dowody wskazują na to, że bezpośrednią przyczyną śmierci Jacksona było przyjęcie zbyt dużej dawki leku Profopol - napisał TMZ.com. Dowodami, według portalu, są przedmioty znalezione w posiadłości króla popu m.in. właśnie Profopol i butla z tlenem. Według anonimowych źródeł, śledczy mieli także ustalić, iż to właśnie Murray podawał ten lek Jacksonowi.
Także rodzina zmarłego mówiła o wielu "niejasnościach" dotyczących roli, jaką Murray odegrał w ostatnich godzinach życia Michaela - informował TMZ.com. Prawnicy lekarza zapewniają jednak: wszelkie zarzuty dotyczące nieprawidłowości w działaniu Murraya zostały już wyjaśnione.
Już wcześniej wiadomo było, iż przedawkowanie leków jest jedną z prawdopodobnych przyczyn śmierci króla popu. Policja w Los Angeles kilka dni temu przesłuchiwała dermatologa Arnolda Kleina, który od lat leczył Jacksona. Śledczy sprawdzali też dokumentację medyczną w gabinecie lekarza. Nie wiadomo, co ustalono.
Z kolei brat Jacksona, Tito, w rozmowie z "Daily Mirror" wyznał, że rodzina słyszała o możliwym uzależnieniu Michaela. Niedługo przed śmiercią doszło do interwencji.
Pięcioro rodzeństwa, w tym siostry Janet i La Toya, miało odwiedzić króla popu i odbyć z nim poważną rozmowę o jego nałogu. - Zaskoczyliśmy go. Weszliśmy do pokoju i zaczęliśmy o tym rozmawiać. Pytaliśmy, czy to prawda. Zaprzeczał - powiedział Tito Jackson. Także jeden z lekarzy króla popu miał zapewniać rodzinę, że Michael nie jest uzależniony. Później wielokrotnie rodzeństwo próbowało rozmawiać z Michaelem, jednak osobista ochrona nie dopuszczała ich do Michaela - twierdzi brat gwiazdy.