Historię prawnika Joao Marcela Calacy opisuje brazylijski dziennik "O Globo". Mężczyzna miał lecieć z Rio de Janeiro do Paryża lotem AF 447. Gdy przedłożył do kontroli swój paszport, okazało się, że stracił on ważność dwa miesiące temu. W dodatku, przyjaciółka Brazylijczyka, która miała z nimi lecieć, nie zdążyła na czas.
- Mogłem się spierać. Ale intuicja podpowiedziała mi, że na pokładzie może się coś zdarzyć - mówi Calaca.
Z kolei AFP opisuje przypadek francuskiej pary - profesora medycyny i jego żony, którzy starali się kupić bilety last-minute na lot AF 447. - To cud, że się uratowaliśmy - mówi profesor Claude Jaffiol.
Jak opowiada, przyjechał do Rio na seminarium i razem z żoną został kilka dni, by zwiedzić miasto. - Zdecydowaliśmy się jednak skrócić nasz pobyt i wcześniej wrócić do domu, do Montpellier - mówi. Jak dodaje, "poruszyli niebo i ziemię", by dostać miejsca, ale samolot był pełny. - Myślami jesteśmy teraz z tymi, którzy byli w samolocie - mówi Amina Jaffiol, żona profesora.
Samolotem Air France poleciało z Rio do Paryża 216 pasażerów z 12-osobową załogą. Wciąż nie wiadomo, co się stało. Maszyna znikła w nocy z ekranów radarów. - Najprawdopodobniej w samolot trafił piorun - podaje Air France. Szanse na uratowanie pasażerów są minimalne.
- To największa katastrofa jaka przydarzyła się Air Fance - mówi Nicolas Sarkozy. Większość pasażerów była obywatelami Brazylii, na pokładzie było też jednak co najmniej dwóch Polaków.