Wściekły "Fakt": Nie wykorzystujcie nas w szantażu

- Jesteśmy zdziwieni i wściekli, że ktoś może używać naszej redakcji w kontekście szantażu. To bzdura. Nigdy nie interesowaliśmy się Kataryną, ani nie planowaliśmy ujawniać jej tożsamości - napisał "Fakt" w reakcji na opisaną przez Katarynę próbę szantażu, jaką przeprowadził "Dziennik". "Dz" ostrzegł, że jeśli Kataryna sama się nie ujawni na łamach tej gazety, może zrobić to "Fakt".

O sprawie szeroko informowaliśmy od rana.

Dzisiejszy "Dziennik" podał informacje o blogerce Katarynie (chroniącej od lat swoją tożsamość), które prowadzą wprost do jej danych osobowych. Wcześniej - jak ujawniła blogerka, a "Dz" potwierdził - dostała od dziennikarki gazety smsa, w którym sugerowano jej, że jeśli nie zgodzi się na coming out na łamach "Dziennika" (włącznie zatrudnieniem jej tam jako publicystki), to tabloid "Fakt", który również zna dane Kataryny, nie potraktuje jej tak dobrze.

- Pani Katarzyno bardzo proszę o poważne rozważenie naszej propozycji. Nie chcemy bezpardonowo ujawniać Pani tożsamości i iść na rękę Czumom. Wolimy by zgodziła się Pani na ten coming out na Pani warunkach włącznie z zatrudnieniem Pani jako naszej publicystki. Ale proszę nas zrozumieć to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Wiem, że Pani tożsamość zna Fakt a przez nich nie zostanie Pani tak dobrze potraktowana - proszę tego nie traktować jako szantażu. Naprawdę nie chcemy Pani skrzywdzić - takiego smsa od dziennikarki "Dziennika" cytuje na swoim blogu Kataryna. "Dziennik" i "Fakt" to tytuły jednego wydawnictwa - Axel Springer Polska.

Wściekły "Fakt"

Najwyraźniej jednak "Fakt" o swojej roli w szantażu nie wiedział, bo wyraził "zdziwienie i wściekłość" w tej sprawie w komunikacie przesłanym redakcji Gazeta.pl.

"1. Redakcja Faktu nigdy nie interesowała się osobą pod pseudonimem Kataryna. Nigdy nie zamierzaliśmy ujawniać tożsamości tej osoby.

2. Nie wiemy, czy zamieszczony w informacji SMS jest prawdziwy. Odniesiemy się do niego, jeśli okaże się autentyczny.

3. Jesteśmy zdziwieni i wściekli, że ktoś może używać naszej redakcji w kontekście szantażu. To bzdura, i tyle. Dlatego od wszystkich zainteresowanych oczekujemy wyjaśnień w tej sprawie.

4. Zapewniamy, że nie będziemy dalej informować o sprawie Kataryny, bo nie interesuje ona nikogo poza częścią "warszawki", która z braku lepszego zajęcia z niezwykłą uwagą śledzi wszystkie przekazy internetowe." - napisano w przesłanym nam oświadczeniu podpisanym przez wiceszefa działu politycznego "Faktu".