Stocznia w Szczecinie także uratowana

Tajemniczy inwestor, który kupił Stocznię Gdynia, inwestuje w stocznię w Szczecinie. - Będzie produkował statki - twierdzi resort skarbu.

Dwudniowy przetarg na składniki majątku Stoczni Szczecińskiej Nowej skończył się w sobotę o 16. Dwie godziny później prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski, zarządca kompensacji Roman Nojszewski i wojewoda Marcin Zydorowicz ogłosili wyniki.

- Kluczowe składniki służące do produkcji stoczniowej wygrał ten sam inwestor, który złożył ofertę na nabycie składników stoczni gdyńskiej - powiedział Dąbrowski.

Inwestor to spółka Stichting Particulier Fonds Greenrights działająca w imieniu United International Trust NV. Dąbrowski nie chciał powiedzieć, co dokładnie kryje się za tą nazwą poza tym, że "pełna dokumentacja spółki została sprawdzona w określonych sądach".

- To jest jeden z tych inwestorów, z którym o stoczniach rozmawialiśmy od maja 2008 roku - stwierdził w rozmowie z "Gazetą" wiceminister Zdzisław Gawlik po rozstrzygnięciu gdyńskiego przetargu. - Jest przez nas sprawdzony. Ale dopóki nie będzie podpisanych umów, nie podamy szczegółów. Z ostrożności.

Z informacji dostępnych w internecie wynika, że United International Trust to tylko "przykrywka". Głównym biznesem tej zarejestrowanej na Antylach Holenderskich spółki jest bowiem reprezentowanie innych firm. Według informacji na stronie internetowej norweskiego tygodnika żeglugowego "TradeWinds" fundusz UNT jest personalnie powiązany z Fortis Intertrust (również zarejestrowanej na Antylach) - zarządcą funduszy inwestycyjnych dla klientów korporacyjnych holenderskiego banku Fortis Bank. We wrześniu 2008 roku minister skarbu Aleksander Grad ujawnił: "Wznowiliśmy rozmowy z inwestorami, których reprezentuje Fortis Intertrust z Holandii".

- Powiedziano mi, że to inwestor związany z budową statków, konstrukcjami i obróbką stali - powiedział nam po spotkaniu z prezesem ARP Zdzisław Kołodziejczyk z biura projektów stoczni i jednocześnie szef związku zawodowego "Stoczniowiec".

Nie wiadomo, kiedy dojdzie do ujawnienia inwestora i jego planów. Najpierw muszą zostać podpisane umowy warunkowe. Prawo pierwokupu ma Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Port stoczni nie chce, ale dopiero po jego oficjalnej rezygnacji można podpisać umowy ostateczne. Nowy inwestor będzie mógł przejąć kontrolę nad stoczniami bez garbu w postaci konieczności zwrotu pomocy publicznej otrzymanej od państwa. To właśnie nielegalna pomoc spowodowała, że Bruksela zmusiła polski rząd do wystawienia stoczni na sprzedaż.

UNT wygrała siedem z dziewięciu przetargów obejmujących obecny teren Stoczni Szczecińskiej Nowa. W sumie wszyscy inwestorzy za całość zapłacili 161 mln zł przy łącznej cenie wywoławczej wynoszącej 100 mln zł. To mniej niż w przypadku Gdyni (288 mln), ale SSN jest w dużo gorszym stanie technicznym i nie może budować tak dużych statków jak Gdynia.

Związkowcy, którzy przyszli w sobotę pod bramę stoczni i spotkali się z szefem ARP, najbardziej zadowoleni byli z informacji o tym, że nabywca stoczni chce dalej budować w Szczecinie statki.

- Jest z jego strony deklaracja kontynuacji produkcji stoczniowej - powiedział przed stocznią prezes ARP.

Na konferencji prasowej w Warszawie to samo mówił minister skarbu Aleksander Grad.

Według nieoficjalnych informacji nowa stocznia wchłonie około dwóch tysięcy ludzi - połowę ze stanu z początku roku. Eksperci już dawno przestrzegali, że taki scenariusz jest nieuchronny.

- Nowoczesne stocznie tylu osób po prostu nie zatrudniają - tłumaczył w rozmowie z "Gazetą" Marek Nowak, jeden z najbardziej znanych polskich projektantów statków. Na razie jednak stoczniowcy są bardzo zadowoleni. - Trudno się nie cieszyć - mówi Jacek Kantor, szef Solidarności '80 w SSN. - Być może inwestor zrealizuje to, co kiedyś próbowali zrealizować szefowie stoczni w Szczecinie i Gdyni, a co się nie udało, czyli połączenie firm - mówi Krzysztof Fidura, szef "Solidarności".