Był wtorek rano. Pani Joanna, jak co dzień, spieszyła się do pracy. Kupiła dwie bułki na śniadanie. Jedną zjadła na przystanku, z drugą wsiadła do autobusu. Nie spodziewała się, że niedokończone śniadanie będzie ją słono kosztować.
Pani Joanna twierdzi, że nie zdążyła nawet zacząć jeść bułki. Gazecie powiedziała:
[Kontroler] kazał mi usiąść i wyjąć dokumenty, bo chce mi wypisać mandat. Zapytałam, dlaczego, a on na to, że zapłacę 300 złotych za jedzenie w autobusie. [Potem] zaczął straszyć mnie policją i kazał wyciągać dokumenty. Kiedy pokazałam bilet i dowód wyrwał mi je z ręki.
Kobieta chciała wysiąść na swoim przystanku - kontroler zaczął jednak rzekomo na nią krzyczeć, nie pozwalał jej odejść. W końcu doszło do interwencji innych pasażerów:
[Pasażerka] w końcu odzyskała dokumenty i wybiegła z autobusu. Nie przyjęła też mandatu. Jeszcze tego samego dnia pojechała z rodzicami do departamentu transportu. Na skargę.
Tam okazało się, że mandat został już anulowany, a kontroler ukarany.
Z komentarzy pod artykułem wynika, że gazeta nie opisała dokładnie całej sprawy. Świadkowie twierdzą, że bułka nie była zawinięta w papier. Kontroler poprosił o jej schowanie. Kobieta zaczęła się awanturować:
Jeszcze w autobusie zadzwoniła do ojca. Krzyczała tak, że słyszało ją pewnie pół autobusu: "Tato, kanar mnie złapał! Dzwoń do "Bodzia", niech to załatwia!" (...) Pewnie "Bodzio" załatwił.
Serwis policyjni.pl poleca: Weź sobie dzwonek Policyjnych.pl