Pod koniec kwietnia na niezwykłe znalezisko trafili pracownicy firmy, która remontowała budynek Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej.
Na świstku papieru z worka po cemencie więźniowie spisali 7 nazwisk i obozowych. Trójka z nich ciągle żyje. Los dwóch jest nieznany.
Gdy Wacław Sobczak umieszczał butelkę w ścianie bunkra miał 19 lat. Był murarzem. Dziś pierwszy raz po 65. latach wrócił w to miejsce.
- Myśmy się umówili, że nazwiska nasze i numery spiszemy na kartce, włożymy w mur. Zrobiliśmy to, żeby została po nas pamiątka została jak zginiemy. Bo nikt nie myślał, że przeżyje Oświęcim - mówił Sobczak.
Akcja była zaplanowana - Musieliśmy uważać, żeby ktoś nie zobaczył jak butelkę tam wkładamy. Jeden pilnował, inni murowali - opowiadał Wacław Sobczak reporterowi radia TOK FM.
Rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu Lucjan Suchanek zwraca uwagę, że odnalezienie butelki to fakt niezwykły. List jest bowiem nie tylko dokumentem historycznym, ale także dokumentem życia i zachowań młodych ludzi, którzy znaleźli się w obozie.
Agencja France Presse dotarła do jednego z więźniów obozu w Auschwitz, których nazwiska zapisano w liście w butelce ukrytym w ścianie. Francuz Albert Veissid pracował i przyjaźnił się z grupą polskich więźniów obozu. Wacław Sobczak mówi o nim: - Francuza trochę pamiętam. Ale on z nami nie pracował. Niemcy Francuzów do pracy nie zmuszali. On tam był za karę chyba.
List z butelki znajdzie się na nowej wystawie w Muzeum Auschwitz. Jego kopia wróci do szkoły. Zostanie wmurowana w miejscu, gdzie robotnicy odkryli butelkę z listem.