- Było kilka wybuchów bomb, a potem nagle pojawiły się płomienie - powiedział agencji AFP Pradap Wongdara, strażnik w budynku.
W stolicy Tajlandii, przed siedzibą premiera Abhisita Vejjajivy zebrało się kilka tysięcy osób, które domagają się dymisji rządu. Wojsko do rozpędzenia demonstrantów użyło gazów łzawiących. Z relacji świadków wynika, że w Bangkoku słychać huk wystrzałów z broni palnej.
Wcześniej, podczas nocnych starć ze zwolennikami byłego premiera kraju Thaksina Shinawatry, armia także użyła broni. Rzecznik sił zbrojnych zapewnił wówczas, że żołnierze strzelali wyłącznie w powietrze. Dzisiaj poinformowano, że w zamieszkach zginęły dwie osoby. Nie wiadomo jednak, co było bezpośrednią przyczyną ich śmierci.
Wcześniej rzecznik tajlandzkiego rządu deklarował, że sytuacja w Bangkoku jest opanowana. Mimo to, stolicę Tajlandii opuszczają zagraniczni turyści. Podróże do tego kraju odradzają swoim obywatelom władze wielu państw, m.in. Francji, Wielkiej Brytanii i Australii. Specjalne środki bezpieczeństwa wprowadzono na międzynarodowym lotnisku w Bangkoku.
Od poniedziałku do środy Tajowie obchodzą tradycyjny nowy rok. Władze Bangkoku ze względu na zamieszki odwołały wszelkie oficjalne uroczystości.