Kataklizm we Włoszech. Ziemia zatrzęsła losem tysięcy ludzi.
W Abruzji przynajmniej 50 tys. osób zostało bez dachu nad głową po wczorajszym trzęsieniu ziemi. Ludzie, którzy uciekli z domów, noc spędzili w hotelach lub w prowizorycznych namiotach, które chroniły ich przed zimnym górskim powietrzem. Niektórzy spali w samochodach, pilnując resztek swojego dobytku. Renato Di Stefano przeniósł się jednak do obozu z całą rodziną ze względów bezpieczeństwa. - To katastrofa i ogromny szok - mówił dziennikarzom o poniedziałkowych wydarzeniach w L'Aquilii. - To cios w serce miasta. Nigdy nie zapomnimy bólu - dodał.
Wydarzenia z poniedziałku poważnie odbiły się już na psychice najmłodszych mieszkańców. - Dzieci zaczynają pokazywać oznaki stresu: wybuchają niekontrolowanym płaczem, boją się ciemności - alarmuje John Bugge z organizacji "Save the Children".
Rano ocaleli ustawili się w kolejkach po kubek ciepłej kawy. W jednym z pięciu specjalnych namiotów mogą też dostać chleb i wodę.
Jest problem z rannymi, bo w szpitalu w miejscowości L'Aquila działają tylko dwie sale operacyjne. Większa część obiektu została ewakuowana z obawy przed zawaleniem. Ludzie z obrażeniami czekają na korytarzach lub na dziedzińcu szpitala. Są opatrywani nawet pod gołym niebem.
Na gruzach cały czas pracuje 5 tys. strażaków, żołnierzy i ratowników Czerwonego Krzyża z psami i dźwigami. Gorączkowo szukają żywych ludzi pod zawalonymi budynkami. Z gruzów wydobywają też elementy brutalnie przerwanego życia - podarte ubrania, martwe zwierzęta domowe i połamane meble.
Poszukiwania ocalałych trwają też na terenie zawalonego akademika uniwersyteckiego. Uważa się, że nawet połowa jego mieszkańców może być uwięziona pod gruzami. W nocy, z jednego z pokoi ratownicy wyciągnęli przerażonego psa z krwawiącą łapą. Około godz. 2 nad ranem z gruzów udało się wyciągnąć żywą 24-letnią studentkę. Wcześniej z gruzów akademika wyciągnięto już 2 żywych studentów.
Uratowanie tej trójki, po 24 i 30 godz. od katastrofy, daje ratownikom nadzieję, że pod gruzami mogą być jeszcze żywi ludzie.
Znajomi i przyjaciele zaginionych stoją w deszczu owinięci w koce, trzymając parasole, podczas gdy robotnicy wydobywają z gruzów kosztowności, zdjęcia, portfele i zapiski.
Ludzie przesiadują na trawnikach obok resztek swojego dobytku. Przygnębieni, zdezorientowani i przestraszeni. Przeraża też kontakt z wszechobecną śmiercią. - Mój mąż pomagał ratownikom i wyciągał ciała gołymi rękami. To koszmar - opowiadała dziennikarzom mieszkanka miejscowości Onna.
Trzęsienie ziemi, które w poniedziałek nawiedziło Abruzję miało siłę 6,3 stopnia w skali Richtera. Było najtragiczniejszym od 1980 r. Oprócz miasta L'Aquila ucierpiało jeszcze 26 miejscowości. Ratownicy wciąż jednak nie dotarli do wszystkich pojedynczych domów w górach. W okolicach miasta nie ma wody.
Liczba zabitych wynosi obecnie 176 osób.
L'Aquila dzień po tragedii. Ich dramat się nie skończył: