Dzieci: "Był huk, krzyk i płacz"

- Jechaliśmy, a przed nami był wiadukt, później był huk, rozwaliły się szyby, dach z końca poszedł na dół i zawalił się - opowiada 11-letnia Monika. - Wszyscy krzyczeli, krew była, płakali. Siedziałam na górze po środku, koło okna. Pani od polskiego wypadła przez szybę, a pani od informatyki zemdlała.

Autokar z dziećmi uderzył w wiadukt >>

Nagle zrobiło się czarno, potem otworzyłam oczy i dach nade mną wisiał - opowiada 11-letnia Ola. - Szybko wyszłam z siedzenia i się rozglądałam, co się stało.

- Kierowca wjechał w to i wszystko się rozwaliło, kolega z klasy pomógł mi wyjść z autobusu przez okno - mówi uczeń, Robert Kuźmicz. - Czuję się dobrze, tylko tutaj mi szyli, bo rozwaliłem sobie brodę - dodaje.

- Jechaliśmy, ja zasypiałam, nagle taki wstrząs był, krzyki, płacz. Potem wszyscy wychodzili, szyby były zbite, wszystko... Uderzyła we mnie szyba, ale wyszłam sama, tylko pan strażak mi pomógł - relacjonuje dziewczynka z autobusu.

Autokar wbił się w wiadukt w Świdnicy | wideo

Rodzice przeżyli szok

- Jak przyjechałem, to prze szpitalem nie było gdzie zaparkować, tyle było ludzi. Trudno było o informację, była ogólna panika - relacjonuje jeden z rodziców. Na szczęście jak zobaczyłem córkę, to od razu kamień spadł mi z serca.

- to, co zobaczył, to makabra po prostu, nie do opisania - mówi jedna z matek. - Więcej jak pół autobusu nie było z góry. To jeszcze szczęście, że nikt nie zmarł. Straszny szok przeżyłam.

Dzieciom nie zagraża niebezpieczeństwo

15 osób rannych w wypadku autbobusu w Świdnicy pozostaje w szpitalu. Życiu żadnej z nich nie zagraża niebezpieczeństwo. Część z nich będzie musiała przejść zabiegi chirurgiczne. Najciężej ranny - 14-letni chłopiec - został przetransportowany do szpitala we Wrocławiu. 19 poszkodowanych osób, po otrzymaniu pomocy lekarskiej zostało wypisanych ze szpitala do domu. Świdniccy lekarze zapewniają, że wszystkie osoby otrzymały fachową pomoc medyczną i psychologiczną. Rano w Świdnicy autokar przewożący dzieci uderzył w wiadukt. Do wypadku doszło, gdy pojazd z 49 osobami, w większości uczniami z okolicznych powiatów, wjechał pod wiadukt niższy niż wysokość autokaru. Dzieci i opiekunowie zostali przewiezieni do szpitala "Latawiec" w Świdnicy. Obrażenia to przede wszystkim złamania, urazy głowy, większość poszkodowanych musiała być poddana badaniu tomograficznemu.

Prokuratura wszczęła śledztwo

Prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie wypadku autokaru w Świdnicy - poinformował tamtejszy prokurator rejonowy Marek Rusin. Wyjaśnił, że śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania wypadku, w następstwie którego zostało zagrożone życie i zdrowie wielu osób, a niektóre z nich doznały średnich i ciężkich obrażen ciała.

Marek Rusin powiedział, że jeszcze nie postawiono nikomu zarzutów w związku z tym wypadkiem. Dodał, że nie został jeszcze przesłuchany kierowca, który znajduje się w szpitalu pod obserwacją lekarzy. Śledczy mają zająć się nim, jak tylko lekarze na to zezwolą.

Do wypadku doszło po godzinie 9 w Świdnicy na Dolnym Śląsku. Autokar przewożący 45 dzieci i czworo dorosłych uderzył w wiadukt. 24 osoby zostały ranne, w tym trzy ciężko.

Nie wiadomo na razie, dlaczego doszło do wypadku. Wiadukt, który jest niedostosowany do przejazdu wysokich pojazdów, jest bardzo dobrze oznakowany. Nie było także problemów z pogodą. Kierowca, który siedział na dole pojazdu nie odniósł żadnych obrażeń jest w szoku i w tej chwili nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego wjechał pod tej wiadukt. Na miejscu wypadku nie ma śladów hamowania. Kierowca był trzeźwy. Jak twierdzą pasażerowie, pojazd jechał z prędkością 50- 60 kilometrów na godzinę.

Wypadek autokaru z dziećmi w Świdnicy. Kliknij na zdjęcie, aby obejrzeć galerię: