Wszystkim samolotom udało się wylądować bez przeszkód. Istniało jednak zagrożenie, ponieważ piloci starali się uniknąć światła, aby nie uszkodziło ono ich oczu.
Pilotowi jednego z 12 samolotów udało się "w miarę szczegółowo" ustalić miejsce, z którego świecono laserem. Policji na miejscu nie udało się jednak znaleźć nikogo, pomimo dwukrotnego przeszukania podejrzanego obszaru.
- Nic nie znaleźliśmy, nikt też nie został aresztowany. Miejmy nadzieję, że to już koniec i nie będziemy się więcej zajmować tą sprawą - powiedział telewizji CNN rzecznik lotniska.
- Istnieje ogromne ryzyko, to mogło prowadzić do wypadku. Start i lądowanie to najbardziej niebezpieczne momenty każdego lotu - powiedział kapitan Bob Hesselbein ze stowarzyszenia pilotów linii lotniczych (Air Line Pilots Association). Zaznacza on, że nie było przypadków wykorzystania małych laserów w aktach terroryzmu. - Jest to jednak forma wandalizmu, nieważne czy umyślnego. - dodaje Hesselbein.
Niedzielny incydent nie jest pierwszym tego typu przypadkiem, chociaż ten był wyjątkowy z uwagi na skalę. Ostatnio 29 stycznia samolot Agencji Stanowej również padł ofiarą światła laseru. Pilotom bez problemów udało się zlokalizować budynek, z którego świecono. Miejsce zostało sprawdzone przez policję - jednej osobie grozi postawienie zarzutów.
Skala problemu jest znacząca. Tylko w ostatni piątek zgłoszono pięć podobnych zdarzeń. Od początku 2009 roku zanotowano 148.
Świecenie laserami w samoloty jest przestępstwem federalnym. Podlega ono pod Patriot Act.