Gabinet jak mieszkanie. Ratusz nie oszczędza

Nie jest już sekretarzem miasta, bo nie chciał odejść z Platformy Obywatelskiej. Za to na innym stanowisku Krzysztof Łątka urzęduje teraz w gabinecie, jakiego nie powstydziłby się premier.

Kamienica przy ul. Złotej 2 ma swoje miejsce w historii Lublina. Tutaj przed II wojną światową mieszkała poetka Franciszka Arnsztajnowa, której częstym gościem był inny lubelski liryk, Józef Czechowicz. Dziś w salonach Arnsztajnowej urzęduje Krzysztof Łątka, jeden z najbliższych współpracowników Adama Wasilewskiego.

Do niedawna Łątka jako sekretarz miasta miał gabinet w ratuszu, podobnie jak sam prezydent i jego zastępcy. Kilka tygodni temu przeniósł się na Stare Miasto. Teraz choć jest zaledwie dyrektorem departamentu sekretarza (od 1 stycznia stanowiska sekretarza nie można łączyć z członkostwem w partii politycznej, a Łątka jest członkiem Platformy Obywatelskiej) w odnowionym przestronnym salonie staromiejskiej kamienicy ma gabinet większy i bardziej reprezentacyjny niż jego szef (jego powierzchnia to ok. 50 m. kw.). Łątka twierdzi, że ogromne biuro jakiego nie ma żaden inny urzędnik, akurat jemu było bardzo potrzebne.

- Pracuję zwykle z całym zespołem ludzi. Mój poprzedni gabinet był mały, więc cieszę się, że teraz mam dużo miejsca - mówi.

Rzeczywiście, przy dużym stole stojącym w gabinecie byłego sekretarza może naraz zasiąść dwanaście osób. Oprócz tego stoi stoliczek z fotelami i oczywiście biurko Łątki. Oprócz tego jest jeszcze dużo wolnej przestrzeni.

Wygoda, w jakiej urzęduje były sekretarz, razi miejskich radnych. - Żaden inny dyrektor jakiejkolwiek komórki w ratuszu nie ma takiego gabinetu. Dyrektor Łątka urzęduje w salonie, a inni gnieżdżą się w malutkich pokoikach w biurowcu przy ul. Wieniawskiej - mówi oburzony Michał Widomski (niezrzeszony). A według Łątki o jego przenosinach do staromiejskiej kamienicy zadecydowała właśnie... ciasnota panująca w pomieszczeniach należących do urzędu.

- Biurowiec na Wieniawskiej jest przeludniony, w ratuszu też jest coraz ciaśniej. Postanowiłem dać dobry przykład, że nie jestem przyspawany do gabinetu w ratuszu - tłumaczy Łątka mówiąc, że właśnie dlatego biuro sekretarza, w którym wciąż zasiada on, jak i podlegający mu wydział organizacyjny ratusza szukały nowych pomieszczeń. Przyznaje, że akurat jemu przypadł największy gabinet. - Ale się o to nie prosiłem - zastrzega.

Za gabinet Łątki miasto płaci prywatnemu właścicielowi kamienicy przy Złotej 2. Urząd wynajmuje tam dwa piętra (jedno zajmuje były sekretarz i wydział organizacyjny, drugie wydział kultury plus małe pomieszczenie magazynowe na parterze) - łącznie 580 mkw., za które właściciel co miesiąc dostaje z kasy miasta 23 tys. złotych brutto. Wychodzi po 40 zł za metr kwadratowy.

- Jak na śródmieście, czy Stare Miasto, to mało - uważa Łątka. Z informacji "Gazety" wynika, że ceny powierzchni biurowej na Krakowskim Przedmieściu i na Starym Mieście wahają się od 35 do 45 zł za mkw. Czyli, żeby Łątka mógł pracować w swoim wielkim gabinecie, miasto płaci normalną rynkową cenę.

Dla Piotra Kowalczyka, przewodniczącego klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości mającego większość w radzie miasta to przejaw rozrzutności ponad wszelką miarę. - Adam Wasilewski szedł do wyborów z hasłem skromnego urzędu. Tymczasem biura sekretarza to totalne rozpasanie ekipy prezydenta. Niczym Wersal. Niech na kolejne wybory prezydent dodrukuje swoją słynną ulotkę i pokaże zdjęcia gabinetu swojego podwładnego - kwituje Kowalczyk.

Informacje z Lublina . Polecamy: Trasa rowerowa jakiej nie widział świat