Matka Polka bez tomografu

Dziecko ze strzaskaną czaszką musiało krążyć w karetce po całej Łodzi. Bo w Matce Polce, w której działa jedyna neurochirurgia dziecięca, zepsuła się lampa w tomografie. Szpital nie ma 100 tys. zł na jej wymianę

Wieś pod Poddębicami. W gospodarstwie ścinają drzewo. Wokół biega czteroletni syn gospodarzy. Drzewo pada, jeden z konarów przygniata chłopca. Karetka z rozpoznaniem pęknięcia czaszki wiezie go na - jedyną w regionie - neurochirurgię dziecięcą, do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.

Lekarze nie maja wątpliwości: bez operacji się nie obejdzie. Ale przed zabiegiem potrzebne jest badanie - tomografia komputerowa. Z tym jest problem. Bo największym szpitalu pediatrycznym w regionie nie można go zrobić. Jedyne wyjście w tej sytuacji to zawieźć dziecko na badanie do innego szpitala. Neurochirurdzy wzywają karetkę i wysyłają chłopca na drugi koniec miasta - do szpitala przy Spornej.

- Dawno nie widzieliśmy czegoś tak strasznego. Dziecko miało strzaskaną czaszkę - mówi prof. Andrzej Piotrowski, szef oddziału intensywnej opieki medycznej w Szpitalu im. Konopnickiej. - Nie powinno w takim stanie jeździć na badania.

Z wynikiem tomografii chłopczyk wraca do Matki Polki. Ląduje na sali operacyjnej. Po zabiegu trafia na OIOM. - Jest w bardzo ciężkim stanie - mówi dr Wojciech Krajewski, szef intensywnej terapii. On też wie, że odsyłanie na badania dzieci w tak ciężkim stanie to igranie z ogniem.

Ale mali pacjenci Matki Polki jeżdżą po mieście, bo tomografii w Matce Polce nie robią od grudnia. - Wtedy spaliła się lampa w naszym aparacie - mówi dr Andrzej Wojciechowski, główny specjalista ds. aparatury medycznej w Matce Polce. - W tym samym czasie wysiadł rezonans magnetyczny i zepsuł się jeden z aparatów do usg.

Bez tomografu i rezonansu neurochirurgia nie ma prawa bytu. Dlatego technicy zdecydowali, że trzeba jak najszybciej naprawić jeden z aparatów. - Wybraliśmy rezonans - mówi dr Wojciechowski. - W wielu przypadkach można nim zastąpić tomografię. Ale nie we wszystkich.

Dlaczego w takim razie nie naprawiono obydwu urządzeń?

- Naprawa tomografu kosztuje ponad 100 tys. zł - mówi dr Wojciechowski. - Musimy zebrać pieniądze.

- Czy to znaczy, że szpitala nie stać na serwis?

Dr Wojciechowski: - Tak. Kilka lat temu było inaczej. Firmy, które nas zaopatrują, zgadzały się dać nam potrzebny sprzęt na kredyt. Dziś nie ma o tym mowy. Wszyscy wiedzą, w jakiej jesteśmy sytuacji [szpital ma grubo ponad 100 mln długów - red.] i żądają gotówki.

- Nie ukrywamy awarii - mówi prof. Przemysław Oszukowski, dyrektor ICZMP. - Wie o niej pogotowie i wszystkie urzędy.

Jak twierdzi, nie ma dobrego rozwiązania sytuacji, w której się znalazł. Najprostsze, czyli zamówienie części zamiennej do zepsutego urządzenia, chwilowo jest niemożliwe. - Musimy ogłosić przetarg. Żeby to zrobić, musimy mieć pieniądze. To nie takie proste, bo szpital cały czas generuje stratę - przyznaje Oszukowski. - Ale mam nadzieję, że uda się załatwić sprawę w ciągu dwóch tygodni.

KOMENTARZ

Nie igrajcie z życiem dzieci

Jak malarz musi mieć pędzel, hydraulik klucz francuski, tak neurochirurg potrzebuje tomografu komputerowego. Każdy szpital w regionie z oddziałem neurochirurgii ma to urządzenie. Po to, by nie robić tego, co robią w Matce Polce. Dla takich pacjentów jak czterolatek spod Poddębic, dodatkowa podróż karetką to bardzo wielkie i niepotrzebne ryzyko.

Dlatego to skandal, że taki szpital jak Matka Polka przez dwa miesiące próbuje pracować gorzej niż malarz bez pędzla. Bo taki malarz nic nie zepsuje. A neurochirurg, wysyłając ofiarę wypadku w kilkudziesięciokilometrową podróż, niestety może jej zaszkodzić.

Serwis Gazeta.pl Łódź poleca: Martwa ryba w centrum miasta