Tu biją dzieci? Nie chcę o tym wiedzieć!

Co robi dyrektorka pogotowia opiekuńczego, gdy wychowawcy meldują jej, że jeden z opiekunów znęcał się nad dziećmi? Beszta ich. - Takie donoszenie mi się nie podoba. Nie chcę tego - mówi na specjalnie zorganizowanym zebraniu. "Gazeta" ma nagranie z tego kuriozalnego spotkania

W grudniu dyrektorka pogotowia Elżbieta Borowska dostała dwa raporty od wychowawców. Publikowaliśmy je. Przypomnijmy. Pierwszy raport z 3 grudnia 2008 roku. "Na terenie internatu przebywało rodzeństwo - Dominika (13 lat) i Bartek (11 lat). Przed godz. 22 (...) usłyszałam dobiegające krzyki z pokoju wychowawców i zajrzałam do środka. W pokoju znajdowali się wychowawcy Z. i F. (...) Z. i F. przekrzykiwali się, zwracając się do rodzeństwa: wybieraj, którą rękę lub nogę mam ci złamać, prawą czy lewą. Sam zawiozę cię na pogotowie i powiem, że podczas ucieczki wyskoczyłeś przez okno i złamałeś sobie nogę. No i co, kurwa, komu uwierzą?" (...) F. podniósł dziewczynce nogę, a Z. drewnianym kijem uderzał w stopę Dominiki. Byłam przerażona (...). Po kilku minutach ponownie zeszłam na dół, (...) zobaczyłam klęczącego na podłodze przed Z. Bartka, który prosił, krzycząc i szlochając, by już go nie bić. Chłopiec miał ręce złożone jak do pacierza."

I drugi raport, z 14 grudnia, gdy policjanci przywieźli z ucieczki Kubę. "Jeden z funkcjonariuszy pytał mnie o wychowawcę, pana Z. Oznajmił, że Kuba panicznie bał się dowiezienia do placówki. Przyczyną lęku u chłopca był strach przed kolejnym pobiciem przez pana Z.".

Jak ustaliliśmy, kilka dni później dyrektorka zwołała zebranie. "Gazeta" ma nagranie z tego kuriozalnego spotkania. Dyrektorka ponad pół godziny podniesionym głosem beształa wychowawców. Narzekała, że przez nich nie może w nocy spać.

- Ostatni problem, jaki wyniknął, to pana Piotra [wychowawca Z. - przyp. red.]. Bicie, pobicie wychowanków, tak? Wszyscy o tym wiemy. Proszę państwa, nie wiem, czemu ma to służyć. Nie wiem, czemu ma służyć pisanie raportu przez wychowawczynię, jakby składała zawiadomienie do prokuratury dosłownie! (...) To nie jest wasza rola dochodzić, czy pan Piotr jest sprawcą przemocy, czy nie jest. Ten wychowawca realizuje się w placówce i nie podoba mi się takie zachowanie. Takie donoszenie mi się nie podoba. Nie chcę tego. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, to nie ma sensu, byśmy w tym składzie pracowali! - mówiła dyrektorka.

I dalej: - Nie donośmy na siebie (...). Wy teraz patrzycie, czy ja stanę na wysokości zadania, czy zwolnię wychowawcę, który bije dzieci. A przecież dzieci nami manipulują, jak można uznać ich słowa za wiarygodne? Brak jest na to dowodów.

- Ta przemowa to dla nas dowód, że pani dyrektor żądała, by takie sprawy nie "wypływały" poza placówkę. Uważamy, że to błąd - mówią "Gazecie" wychowawcy.

Od stycznia - gdy ujawniliśmy sprawę - trwa prokuratorskie dochodzenie w sprawie wychowawców, którzy mieli stosować przemoc wobec wychowanków. Na zlecenie widzewskiej prokuratury przesłuchaniami i ustaleniem, co działo się na Krokusowej zajmą się policjanci z VI komisariatu. Prokuratura bada jeszcze jedną sprawę - gróźb karalnych wobec jednego z wychowawców, który o sprawie poinformował "Gazetę".

Na Krokusowej była już kontrola Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, któremu placówka podlega. Jej efektów póki co nie widać. Sprawą po publikacjach "Gazety" zajął się także Rzecznik Praw Dziecka, który zażądał wyjaśnień od wojewody łódzkiego.

Może niech pani dyrektor odpocznie? - komentarz

Słuchając taśmy z przemową pani dyrektor, histerycznym podnoszeniem głosu, ruganiem wychowawców, nie wierzyłem własnym uszom. Pani dyrektor podczas spotkania z pracownikami zachowywała się jak dziecko, które zakrywa dłońmi oczy i myśli, że go nie ma.

Jeśli pani dyrektor nie może spać, bo ktoś ją informuje o biciu dzieci, jeśli jest "kłębkiem nerwów", jeśli w nic nie wierzy, jeśli dzieci wszystko wymyślają i manipulują nią, to może powinna odpocząć. Widocznie ta stresująca funkcja ją przerasta.

Informacje z Łodzi . Polecamy: Szkot pokazał, co ma pod kiltem