Rozmowa z prezydentem RP o poprawkach koalicji

Aleksander Kwaśniewski uważa, że odebranie prezesom NIK i NBP prawa obecności na posiedzeniach rządu nie jest zamachem na niezależność tych instytucji. Nie niepokoją go też przegłosowane przez koalicję zmiany w ustawie o służbie cywilnej.

Rozmowa z prezydentem RP o poprawkach koalicji

Aleksander Kwaśniewski uważa, że odebranie prezesom NIK i NBP prawa obecności na posiedzeniach rządu nie jest zamachem na niezależność tych instytucji. Nie niepokoją go też przegłosowane przez koalicję zmiany w ustawie o służbie cywilnej.

Paweł Smoleński, Agnieszka Kublik: Jak Pan ocenia odebranie prezesom NIK i NPB prawa obecności na posiedzeniach rządu?

Aleksander Kwaśniewski: - Konstytucja gwarantuje pozycję NIK i NBP, więc nie jest to w moim przekonaniu zamach na ich niezależność. Praktyka obecności szefa NBP i NIK na posiedzeniach rządu wywodzi się jeszcze ze starego systemu. Rząd Jerzego Buzka rozwiązywał ten problem w sposób praktyczny: zbierał się rząd razem z oboma prezesami, a potem obradował w składzie konstytucyjnym, czyli bez nich.

Problem jest sztuczny, drugo-, jeśli nawet nie trzeciorzędny. Każdy rząd ma prawo zebrać się w swoim gronie bez żadnych dodatków. Z drugiej strony jestem pewien, że kontakty rządu z NIK i NBP będą, bo muszą być.

Zamysł posłów SLD jest słuszny, gdyż należy porządkować prawo, dopasowywać je do konstytucji, bo konstytucja mówi jasno, co to jest rada ministrów. Jeżeli gdzieś leży błąd, to w sposobie prezentacji. Jeśli jakiś pomysł rodzi się nagle, w niejasnych okolicznościach, to wzbudza oczywiste podejrzenia. Gdyby to ode mnie zależało, to wobec problemów, które naprawdę stoją przed rządem Leszka Millera, w ogóle bym z tym nie występował. Ale nie dopatruję się w tym niczego niepokojącego.

Mimo że na ten spór nakładają się przegłosowane przez koalicję zmiany w ustawie o służbie cywilnej, które oddają ją w ręce partyjnych układów?

- Idea służby cywilnej to dobry pomysł, ale wyjątkowo trudny do realizacji, o czym przekonały się kolejne ekipy rządzące. Być może został zapisany w sposób zbyt rygorystyczny, co powoduje, że niektóre procedury są nie do wypełnienia. Czy "cywilny" sekretarz Rady Ministrów, który znajduje się w otoczeniu, gdzie wszyscy go nie chcą, może dobrze wykonywać swoje zadania? Jego sytuacja jest wtedy nie do pozazdroszczenia.

Można go zmienić na innego profesjonalnego urzędnika, niekoniecznie z partyjnego nadania.

- Ale wielu takich urzędników, niestety, nie mamy. Myślę, że na stworzenie dobrej służby cywilnej potrzeba kilkunastu lat. Na marginesie - zwykle jest tak, że jeśli jakaś formacja dochodzi do władzy, zamierza się na duże zmiany wśród urzędników, potem okazuje się, że własne szeregi nie są aż tak liczne i tak kompetentne, a na koniec pojawia się szacunek dla ludzi mianowanych jeszcze przez poprzednią ekipę, za to, że są sprawnymi fachowcami.

Mam nadzieję, że SLD nie popełni błędu wymiany urzędników tylko wedle partyjnego uznania. Przypomnę słowa Leszka Millera z czasów, kiedy jeszcze nie był premierem, że dobrze wie, że nie wszystkie orły są pod jego dachem. W korpusie urzędniczym z pewnością nie brakuje ludzi wymagających wymiany, lecz wierzę, że jest jeszcze więcej dobrych fachowców wymagających właściwego wykorzystania.

A powoływanie prezesa komisji papierów wartościowych i giełd? Dotąd był mianowany wspólnie przez ministra finansów i szefa NBP, teraz to prawo chce zastrzec dla siebie rząd.

- To rzeczywiście próba uszczuplenia kompetencji prezesa NBP. Sądzę, że przyczyną są napięcia na linii rząd - NPB.

Nie ma Pan wrażenia, że w ostatnich dniach coś w polskiej polityce zaczyna się niepokojąco psuć?

- Jeśli za psucie uznamy zajmowanie się trzeciorzędnymi sprawami, wtedy tak. Ale nie sądzę, żeby była w tym jakaś przemyślana strategia. Prawdziwe problemy - powtórzę - wciąż stoją przed tym rządem.