- Gdy trafiło do mediów i poznałem jego treść, od razu odniosłem wrażenie, że coś z nim jest nie tak. Stwierdziłem, że trzeba je zbadać - mówi Jacek Karnowski.
Nagranie rozmowy z marca, w trakcie której Karnowski miał żądać od Julkego dwóch mieszkań w zamian za zgodę na nadbudowę kamienicy przy ul. Czyżewskiego, zostało opublikowane sześć miesięcy po niej. Jako pierwsza na swoich stronach internetowych zamieściła je "Rzeczpospolita". Karnowski skopiował plik, nagrał na płytę CD i przekazał do zbadania Andrzejowi Stempowskiemu, biegłemu sądowemu z Koszalina. Stempowski analizował go, używając kilku programów.
Po badaniu stwierdził, że na ścieżce nagrania znajdują się dwa dziwne trzaski. W ekspertyzie napisał, że pierwszy "wyróżnia się spośród szumów tła i nie pasuje do tematu prowadzonego dialogu i tego fragmentu nagrania". Natomiast drugi "wydaje się kończyć dialog różniący się od pozostałej części nagrania". Według biegłego, odnalezione fragmenty budzą wątpliwości co do autentyczności całości. Stempowski uważa jednak, że nagranie powinno zostać jeszcze przebadane w specjalistycznym laboratorium fonograficznym Komendy Głównej Policji. I podkreśla, że trzeba dokonać ekspertyzy oryginalnego zapisu rozmowy z dyktafonu, a nie kolejnej kopii.
- Ale ta ekspertyza potwierdza moje wątpliwości - mówi Karnowski. - Ja rozmowy z Julkem szczegółowo nie pamiętam, ale wydaje mi się, że ona była dużo, dużo dłuższa. Poza tym o nadbudowie kamienicy na ul. Czyżewskiego rozmawiałem z nim kilka razy. Być może wtedy też nagrywał, a to, co dał gazetom, to po prostu sklejka z kilku naszych spotkań.
Ze Sławomirem Julkem nie udało nam się skontaktować.
Karnowski od początku zaprzecza, by składał biznesmenowi korupcyjną propozycję. Twierdzi, że mieszkanie na Czyżewskiego chciał kupić, a nadbudowa miała być ich wspólną inwestycją.
Śledztwo w tej sprawie od lipca prowadzi oddział Prokuratury Krajowej w Sopocie. Ale Karnowski nie został jeszcze przesłuchany. Prokuratorzy zażądali od niego tylko "próbki głosu".
Zarzuty za to usłyszała miejska konserwator zabytków Danuta Z., która zdaniem śledczych sfałszowała negatywną decyzję w sprawie nadbudowy na Czyżewskiego. Na początku afery sopockiej Karnowski powoływał się na jej opinię - dowodził, że nadbudowa w ogóle nie była możliwa, więc nie było też mowy o żadnej korupcyjnej propozycji. Potem okazało się, że miejska konserwator decyzję wydała już po wybuchu afery i ją antydatowała. Zrobiła to, prawdopodobnie, by wybronić prezydenta. We wrześniu prokuratura zawiesiła ją w czynnościach służbowych. Konserwator odwołała się od tej decyzji. Dwa dni przed świętami sąd przywrócił ją do pracy, uznając, że to zbyt surowa kara.