Lekarzy denerwuje pomysł na walkę z wszami

Zielonogórscy pediatrzy są wściekli, bo lawinowo zgłaszają się do nich rodzice, którzy proszą o wystawienie zaświadczenia, że dziecko nie choruje na wszawicę. Rodzice są w kropce, bo przedszkola nie honorują zaświadczenia pielęgniarek.

O tym, że wszy pojawiły się w zielonogórskich przedszkolach, poinformował nas jeden z lekarzy pediatrów. Od kilku dni na wizyty lawinowo umawiają się rodzice przedszkolaków. Proszą o wystawienie zaświadczenia, że dziecko nie jest chore na wszawicę. Dyrektorzy placówek straszą, że jeśli go nie dostaną w ciągu kilku dni, odmówią przyjęcia dziecka. - To absurdalna sytuacja. Mamy naprawdę poważniejsze problemy. Przychodzą do nas dzieci z gorączką, z bólami brzucha, a my musimy wyręczać pielęgniarki i sprawdzać, czy dzieci nie mają wszy - tłumaczy lekarka z dużej zielonogórskiej przychodni. Zdradza, że tylko w tym tygodniu przyjęła kilkadziesiąt dzieci z kilku przedszkoli.

Pani Anna, mama 5-letniego Michała od dwóch dni próbuje umówić się na wizytę. Rozumie, że lekarze mają pilniejsze przypadki i zsuwają ją na koniec kolejki. - Zapytałam nauczycielki w przedszkolu, czy zaświadczenia nie może wystawić pielęgniarka. One jednak uparły się, że ma je wystawić lekarz rodzinny - opowiada.

Agnieszka Ganczar, specjalista ds. higieny w zielonogórskim sanepidze przyznaje rację dyrektorkom przedszkoli. Mają obowiązek prosić o zaświadczenie od lekarza. - Wszawica jest chorobą zakaźną i tylko lekarz rodzinny może wystawić zaświadczenie, że dziecko na nią nie choruje - tłumaczy. Zapewnia, że każdy sygnał o wszawicy stacja skontroluje.

O komentarz poprosiliśmy Kazimierę Barczyk, ordynator oddziału dziecięcego. - Każda pielęgniarka jest w stanie zdiagnozować, czy dziecko ma wszy, czy nie. Nie potrzeba do tego badania lekarskiego. Nie dziwię się, że lekarze się "buntują". Dzieci z jednego przedszkola powinny być przebadane w jednym dniu. Te, u których stwierdzono wszy, powinny zostać w domu, do czasu wytępienia insektów. Jeśli rozciągniemy to w czasie, dzieci będą nadal się zarażać. Choćby od tego jednego, dotąd nieprzebadanego dziecka - tłumaczy doktor Barczyk.

Sęk w tym, że przedszkola nie mają etatowych pielęgniarek, ani pieniędzy, by je wynająć. Ewa Kosmowska, wicedyrektor przedszkola przy ul. Braniborskiej uważa, że walka z wszawicą to błędne koło. - Nie ma pielęgniarek, a nauczycielki nie mają prawa sprawdzać czystości głów maluchów. Możemy prosić rodziców, by odpowiedzialnie podeszli do sprawy i sami to robili. My nie odeślemy dziecka, ale pouczymy rodziców, by jak najszybciej dopełnili formalności - tłumaczy.