Głosowanie było jednym z głównych punktów odbywającego się w Pradze kongresu partii rządzącej. Rywal Topolanka jest eurosceptykiem. Domaga się on od kongresu zakazu ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.
Choć sam Topolanek nie jest fanatycznym zwolennikiem Traktatu Lizbońskiego, uważa, że należy go przyjąć, nawet jeśli nie rozwiązuje wielu problemów Unii Europejskiej.
Od stycznia 2009 roku Czechy obejmują półroczne przewodnictwo w UE. Są jedynym europejskim krajem, gdzie w parlamencie nie przeprowadzono głosowania nad Traktatem, choć czeski Trybunał Konstytucyjny uznał jednoznacznie, że jest on zgodny z konstytucją.
Prezydent Czech Vaclav Klaus, zdeklarowany eurosceptyk, zapowiada, że dopóki Traktatu Lizbońskiego nie zaakceptuje Irlandia, która odrzuciła go w referendum w czerwcu br., nie złoży podpisu pod tym dokumentem, nawet jeśli czeski parlament przegłosuje ratyfikację.
Traktat został ratyfikowany już przez 25 krajów UE; w Polsce i Niemczech ratyfikacja czeka na podpisy prezydentów.
Topolanek zaskoczył delegatów ostrością swego wystąpienia otwierającego kongres. Najpierw wezwał ich, by wybrali reprezentację, która będzie umiała - jak się wyraził - "ciągnąć za jeden sznur".
Jego zdaniem, przez minione dwa lata brakowało w partii jedności". Potem zaapelował o jasny mandat dla nowego kierownictwa partii, zrozumiały także dla wyborców. Tego bowiem- według niego- też ostatnio nie było. Wreszcie Topolanek zażądał zmian w statucie partii, tak by można było karać członków ODS za jego naruszanie, aż do rozstania z tymi, którzy - jak powiedział - przynoszą wstyd. - Tu jest nasza słabość. Brakuje nam wiarogodności - ubolewał.