- Podjechaliśmy do miejsca, w którym Rosjan, zgodnie z planem prezydenta (Francji) Sarkozy'ego, być nie powinno - relacjonował polskim dziennikarzom Lech Kaczyński. - Usłyszeliśmy serię z broni maszynowej, co było jakieś 30 metrów ode mnie"- mówił prezydent w miejscowości Medechi przy granicy z Osetią Płd., do której dojechała prezydencka delegacja po incydencie.
Pytany, dlaczego konwój pojechał w stronę Osetii Płd., prezydent odparł: - Żebym zobaczył, że Rosjanie są w miejscach, które nie są objęte planem (pokojowym). - Tam być ich nie powinno - dodał. - Uważam, że zadaniem kogoś, kto czuje się sojusznikiem Gruzji i reprezentuje państwo Unii i NATO, było zobaczyć to miejsce - powiedział Kaczyński.
Saakaszwili mówił polskim dziennikarzom po zdarzeniu, że jeśli ktokolwiek w Europie miał złudzenia, że Rosja zmieniła swoje postępowanie, "to niech tu przyjadą i sami zobaczą". Jak podkreślił, Lech Kaczyński "był tak odważny, że widział to na własne oczy".
Prezydent i jego ochrona nie powinni wyrażać zgody na "wycieczki w nieznane" i na takie punkty programu wizyty, których ochrona nie mogła wcześniej sprawdzić - uważa wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński.
Zdaniem polityka SLD takie działanie ochrony prezydenta było nieroztropne. Jak dodał, z drugiej strony ten incydent pokazuje, jak napięta sytuacja panuje w tym kraju.