Widmo krąży po świecie - widmo kryzysu. Wszystkie potęgi świata połączyły się w walce przeciwko temu widmu. Rządy przygotowują kolejne programy ratunkowe, ekonomiści wzywają do oszczędzania, bankowcy zachwalają lokaty, dziennikarze szukają oznak końca krachu. Mimo tych wysiłków indeksy giełdowe lecą w dół, fortuny topnieją, firmy zapowiadają zwolnienia Wydaje się, że dziś tracą wszyscy. Prawie. Buffet, prezesi firm Whitbread, Campbell czy banku Santander nie mają powodu do rozpaczy. Kiedy wszyscy wokół stracili miliony, oni zarobili, a tym samym dołączyli do elitarnego grona osób, które zbiły fortunę na kryzysie. Wbrew pozorom, dołączyć do nich nie jest tak trudno. Jest na to kilka sprawdzonych sposobów.
Tę regułę z pierwszej strony podręcznika dla inwestorów najłatwiej stosować podczas kryzysu. W czasach prosperity, kiedy wszyscy mają pieniądze i chcą kupować, znalezienie świetnej okazji jest nie lada wyczynem. Kiedy nadchodzi kryzys, mało kto dysponuje żywą gotówką, za to gwałtownie wzrastają szeregi tych, którzy chętnie coś sprzedadzą, nawet ze stratą. Prawdziwe okazje wprost leżą na ulicach. Albo, jak w przypadku Arystotelsa Onassisa, stoją w porcie niedaleko Montrealu i rdzewieją.
Kiedy w 1923 roku Arystoteles Onassis, dla przyjaciół Ari, wyjeżdżał do Argentyny, miał w kieszeni 250 dolarów i bilet w jedną stronę. W ciągu kilku lat na szemranym handlu tytoniem dorobił się milionów, zdobył poważanie, został nawet konsulem greckim w Buenos Aires i miał w zasadzie wszystko, prócz jednego - własnych okrętów. Onassis marzył, aby zostać armatorem, ale nigdzie nie mógł znaleźć odpowiedniego statku. Wracając z Aten, z pogrzebu swojego ojca, Arystoteles zatrzymał się na chwilę w Londynie. Tam usłyszał pogłoski, że Kanadyjczycy zamierzają sprzedać kilka statków transportowych. Okręty wybudowano kilka lat wcześniej, kiedy rząd Kanady miał ambitne plany, aby państwo zostało morską potęgą. Teraz należały do Canadian National Steamship Company, która z powodu światowego kryzysu popadła w poważne kłopoty, dlatego chciała jak najszybciej pozbyć się ich. Ari natychmiast popłynął do Kanady i z miejsca kupił sześć statków, płacąc po 20 tysięcy dolarów za każdy, czyli ułamek ich wartości. Tych sześć transporterowców stało się zalążkiem morskiej potęgi Onassisa.
80 lat po wizycie Arystotelesa w Kanadzie, krach na rynku nieruchmości w Japonii umożliwił Chang-Woo Han rozszerzenie swojego imperium pachinko, gier, które są narodową obsesją Japończyków. W latach 90. Japonia zmagała się z kryzysem podobnym do obecnego. Po kilku latach galopującego wzrostu cen nieruchomości i akcji bańka pękła. W rezultacie bezrobocie i dług publiczny wzrosły, PKB spadało, gospodarka na kilka lat pogrążyła się w recesji. Prezesi największych korporacji odczuwali na własnej skórze skutki kryzysu. Tymczasem pan Han wykorzystywał szansę i kiedy ceny nieruchomości spadły, zainwestował pożyczone 406 milionów dolarów w kupno atrakcyjnych lokalizacji, gdzie zakładał salony pachinko. Flagowym przedsięwzięciem była budowa 5 piętrowego, nowoczesnego salonu z częścią dla niepalących, darmowym parkingiem, nowymi grami, który przyciągał nowych klientów. Zyski z tego centrum pozwoliły na otwarcie kolejnych punktów. W sumie w latach 1998-2002 należąca do Hana firma Maruhan potroiła swoje dochody, poszerzyła sieć do 100 punktów i zaczęła inwestować w inne przedsięwzięcia. W zeszłym roku,w pięćdziesiąt lat po założeniu firmy, Chang-Woo Han był właścicielem salonów gier, kin, kręgielni, sieci kawiarni. Kilka miesięcy temu do jego portfolio dołączył bank w Kambodży.
Niekwestionowanym mistrzem inwestowania niepewnych czasach jest Warren Buffet. Podczas kryzysu w 1973 Buffet kupuje 60 tysięcy akcji Washington Post płacąc po dwadzieścia kilka dolarów za akcję. Dziś jedna akcja jest warta ponad 400 dolarów. W 1988, kiedy indeksy giełdowe jeszcze nie otrząsnęły się po krachu, Buffet inwestuje ponad miliard dolarów w Coca Colę. Po trzech latach jego udziały były warte więcej, niż wartość całego Berkshire Hathaway w 1988. Tą samą strategię wykupowania przecenionych spółek Buffet stosuje obecnie. Kilka tygodni temu Berkshire Hathaway zainwestował 5 miliardów dolarów w bank Goldman Sachs i kolejne 3 miliardy w General Electric. Zdaniem ekonomistów to posunięcie może być sygnałem końca kryzysu. Ostatnio guru giełdy wzywa do kupowania akcji amerykańskich przedsiębiorstw. Według niego to najbardziej opłacalna inwestycja na najbliższe lata.
Hasło "róbmy swoje" wygrywa w konkursie na najstarszą strategię biznesową. Po prostu róbmy swoje, i czekajmy, aż konkurencja sama się wykończy - tę metodę z powodzeniem zastosowały ssaki 65 milionów lat temu. Przez kilkadziesiąt milinów lat prymitywni, myszopodobni protoplaści naczelnych żyli w cieniu olbrzymich protoplastów dzisiejszych jaszczurek. Kiedy zmieniły się warunki, gady padły, a ssaki szybko zajęły ich miejsce.
Na początku lat 70. dinozaurami była "Wielka Trójka" amerykańskiej motoryzacji, General Motors, Ford i Chrysler, zaś meteorytem kryzysy naftowe. W ciągu poprzednich 20 lat wszystkie trzy firmy stawiały na produkcję wielkich, paliwożernych samochodów. Takich aut domagali się klienci, przynajmniej dopóki ceny ropy kształtowały się na poziomie około 20 dolarów za baryłkę. Kiedy niemal z dnia na dzień ceny ropy skoczyły dwukrotnie, Amerykanie zwrócili się ku mniejszym i tańszym pojazdom. Wprawdzie samochodowi giganci mieli w ofercie mniejsze auta, ale ich jakość budziła zastrzeżenia, m.in. zwykła stłuczka w Fordzie Pinto mogła łatwo zakończyć się wybuchem samochodu. W tym momencie otwarły się możliwości dla firm japońskich które produkowały małe, oszczędne i co najważniejsze bezpieczne auta, czyli dokładnie takie, jakich poszukiwali klienci. Zanim "Wielka Trójka" otrząsnęła się z letargu, amerykańskie drogi opanowały auta z importu. Na początku lat 70. japońscy producenci mieli zaledwie 6 % rynku małych samochodów w USA. Pod koniec dekady posiadali 21 %.
Kryzys Anno Domini 2008 też ma swoje ssaki. Pod koniec 2004 roku grupa Santander zajmowała 12 miejsce wśród największych światowych banków. Z kapitałem w wysokości "tylko" 33 miliardów dolarów wyglądał niczym ubogi krewny przy Royal Bank of Scotland (6 miejsce i 43 miliardy dolarów) czy nawet HBOS (9 miejsce i 36 miliardy). Do czasu. Kiedy konkurencja grała ryzykownie, Santander konsekwentnie realizował strategię zrównoważonego rozwoju. Dzisiaj inne banki zastanawiają się skąd wziąć pieniądze, Santander zastanawia się, na co je wydać. W zeszłym roku Citigroup i UBS miały miliony dolarów straty. Santander odnotował ponad 3 milliony Euro zysku. W tym roku HBOS i Royal Bank of Scotland proszą rząd brytyjski o pomoc. Santander przejmuje dwa brytyjskie banki Alliance & Leicester i Bradford & Bingley, a ponadto wykupuje większość udziałów w amerykańskim Sovereign Bancorp i część jednostek GE Money w Niemczech, Finlandii i Austrii. W tym momencie z kapitalizacją 7,2 miliarda Euro Santander jest największym bankiem w Europie, 7 na świecie, a 5 jeśli chodzi o zysk.
Jeszcze kilka miesięcy temu wielkie bilbordy zachęcały do brania kredytów. Dziś zachwalają do oszczędzania. Dla niektórych przedsiębiorców jest to powód to rozpaczy - więcej oszczędzać, znaczy mniej wydawać, czyli mniejsza szansa na zysk. Dla innych oszczędzanie to świetna okazja do zarobku.
Do drugiej grupy z pewnością należą prezesi Whitbread i Campbell. Pierwsza firma jest właścicielem kilkunastu marek, w tym sieci kawiarni Costa Coffee i hoteli Premier Inn. W pierwszej połowie tego roku grupa odnotowała sama wzrosty - od większej liczby kawiarni po dochód większy o 12 % niż w pierwszej połowie 2007. Dobre wyniki firma tłumaczy przyjętą strategią - dobrą jakość za rozsądne pieniądze. W czasie kryzysu takich produktów szukają klienci.
Campbell to jeden z największych producentów gotowej żywności. Do sierpnia akcje kształtowały się mniej więcej tak, jak indeksy nowojorskiej giełdy. W połowie września nastąpiła rozpad - wszystkie indeksy poleciały ostro w dół, a akcje Campbell Soup trzymają się mocno. Rzecznik grupy podsumował: "Kiedy czas są niepewne, ludzie szukają czegoś znanego. Dla Amerykanów czymś takim jest zupa Campbell".
W czasie kryzysu zarobić można nie tylko na obniżeniu wymagań klientów, ale również na wywołaniu nowych potrzeb, nawet tych luksusowych. Czy ktoś spodziewałby się, że w podczas największej światowej recesji, kiedy ludzie liczyli się z każdym groszem, kluczem do sukcesu okażą się dwukrotnie droższy chleb i nowa fanaberia - okulary przeciwsłoneczne. Tymczasem na tych dwóch produktach powstały w czasie wielkiego kryzysu dwie pokaźne fortuny.
Twórcą chleba była Margaret Rudkin. Przed czarnym czwartkiem ta dama z nowojorskiej elity miała wszystko - wielką posiadłość, pięć samochodów, służbę i bogatego męża. Po załamaniu się gospodarki, firma męża stanęła na skraju bankructwa i Rudkin straciła niemal wszystko - służbę trzeba był odprawić, samochody sprzedać, na dodatek mąż miał poważny wypadek i został na kilka miesięcy przykuty do łóżka. Z kolei u syna zaczęły się problemy z astmą. Choremu chłopcu lekarz zalecił zmianę klimatu i jedzenie bez chemicznych domieszek. Na przeprowadzkę nie było pieniędzy, została więc zmiana diety. Chociaż Rudkin wcześniej nie zajmowała się robieniem chleba, co więcej, nie miała żadnego przepisu, postanowiła wypiekać pieczywo dla syna. Po wielu próbach Rudkin udało się odkryć przepis na doskonały, pełnoziarnisty chleb. Był on tak dobry, że sceptycznie nastawieni sklepikarze po skosztowaniu kromki natychmiast zamawiali partie, zaś klienci byli gotowi zapłacić za bochenek 25 centów (zamiast 10 jak za zwykły chleb).
Rudkin zaczynała od kilku bochenków wypiekanych w swojej kuchni. Po roku firma "Pepperidge Farm"sprzedawała 4 tysiące tygodniowo, po kilku kolejnych latach ponad 25 tysiące bochenków, a także cały asortyment różnego rodzaju ciastek, ciasteczek i mieszkanek do nadzienia.
Okulary przeciwsłoneczne do wynalazek Sama Fostera. W 1919 roku Foster założył w Leominster, centrum przemysłu plastikowego, niewielką firmę produkującą ozdoby do włosów. Firma radziła sobie, dopóki nie zmieniła się moda - kobiety zaczęły nosić krótkie włosy, a wytwórcy spinek jeden po drugim bankrutowali. Aby nie skończyć jak konkurencja Foster szukał nowych pomysłów. Jednym z nich było udoskonalenie okularów przeciwsłonecznych. Foster jako pierwszy zaczął produkować na masową skalę niedrogie okulary, które nie tylko ochroniły oczy przed światłem, ale również były modnym dodatkiem. Pierwszą parę udało się sprzedał na plaży w Atlanic City za 10 centów. Początkowo okulary nie cieszyły się popularnością, dopóki nie odkryły ich gwiazdy w Hollywood. Za nimi w okularach zakochali się zwykli Amerykanie. W ciągu kilku lat Foster Grant stał się największym producentem okularów przeciwsłonecznych.
Kiedy jedni pakują swoje manatki i opuszczają biura, na ich miejsce przychodzą ekipy sprzątające, czyli absolwenci prawa i informatyki. Z bankructwa Enronu w 2001 roku nie cieszył się chyba nikt, poza kancelarią Coughlin Stoia, która zarobiła 688 milionów dolarów na procesach z Enronem.
A jeśli jednocześnie bankrutuje kilka wielkich instytucji a kolejnych kilkanaście ma poważne problemy finansowe? Wtedy sektor prawniczy, informatyczny i medialny mogą rozkwitnąć.
Na brak pracy z pewnością nie narzekają prawnicy. W Stanach Zjednoczonych tylko w pierwszej połowie tego roku potroiła się liczba dużych procesów sądowych, wynikających z kryzysu finansowego i braku równowagi na rynku. Podobnie niektórzy informatycy mają ręce pełne roboty. Wzrasta zapotrzebowanie na firmy zajmujące się odzyskiwaniem danych, archiwizacją, czy dostarczaniem nowych programów do obsługi spółek.
Wielkim wygranym są również media. Złe wiadomości zawsze sprzedają się lepiej niż dobre, dlatego dla dziennikarzy każda katastrofa jest błogosławieństwem. Obecny kryzys nie jest wyjątkiem. Przez ostatnie tygodnie tematyka finansowa zdominowała mediach na całym świecie. Im więcej odbiorcy chcieli wiedzieć, tym więcej informacji dostarczano. Tysiące artykułów, wywiadów, wykresów, prognoz, pytań, wyjaśnień zapełniło niemal wszystkie gazety, portale czy główne wydania wiadomości. To olbrzymie zainteresowanie wyraźnie przełożyło się na wyniki mediów, w szczególności tych biznesowych. Telewizja CNBC miała w październiku najwyższą oglądalność od ponad 7 lat i jednocześnie 29 % wzrost dochodów z reklam. We wrześniu liczba użytkowników internetowego wydania Wall Street Journal podwoiła się osiągając liczbę 25 milinów osób. Sprzedaż Financial Timesa wzrosła o blisko 30 %. Więcej czytelników mają inne opiniotwórcze pisma jak The Economist, The Week, czy Spectator. Nawet w nie ekonomicznych mediach tematyce finansowej poświęcono więcej uwagi.
Korzyści z krachu jest jeszcze wiele. Kryzys to świetna okazja na wprowadzenie zmian. Recesja w Japonii w latach 90. umożliwiła przeprowadzenie głębokich reform w firmach, zaś obecna sytuacja gospodarcza pomogła Obamie w wyścigu do Białego Domu. Kryzys jest świetny dla spekulantów. Soros zanim złamał bank Anglii dorobił się na spekulacjach. W zeszłym roku na kredytach subprime stracili wszyscy oprócz Johna Paulsona. Ten na początku 2006 roku przewidział, że ceny nieruchomości przestaną rosnąć i na odpowiednim żonglowaniu pakietami akcji zarobił dla swojego funduszu 15 milionów dolarów. Kryzys to doskonała wiadomość dla ludzi pomysłowych. Przy słabszej konkurencji łatwiej odkryć swoją niszę, jak ci przedsiębiorcy, którzy w latach 70. odkryli niewykorzystany potencjał czarnoskórych klientów.
A jeśli ktoś mimo wszystko nie chce ryzykować, wystarczy znaleźć branżę, której żadne zawirowania finansowe zdają się nie dotykać. W końcu zawsze można przeczekać kryzys. Tylko czy warto? Tak doskonałe okazje nie zdarzają się codziennie.