Najsłynniejszemu polskiemu lobbyście prokuratura zarzuciła, że w 2004 r. razem ze swoim współpracownikiem K.P. (sąd nie zgodził się na pełniejsze dane) skorumpowali Andrzeja Pęczaka, łódzkiego posła SLD Andrzeja Pęczaka. W zamian za wspieranie swoich interesów dali mu ponad 820 tys. zł - głównie w prawie użytkowania luksusowego mercedesa S500 z napędem na cztery koła, pięciolitrowym silnikiem, skórzanymi fotelami i przyciemnianymi szybami. Firma Dochnala kupiła go za prawie pół miliona, a przez kilka miesięcy jeździł nim poseł.
Wczoraj sąd przesłuchał 29-letniego Radosława J., szwagra K.P. W firmach Dochnala zajmował się serwisem komputerów i flotą samochodów, a po aresztowaniu szefa został nawet prezesem jego firmy Larchmont Capital. - Przyjąłem to stanowisko ze względów sentymentalnych i rodzinnych. Poza tym nikt inny nie chciał być prezesem - tłumaczył.
To on pojechał do radomskiego dilera po mercedesa, którego - zdaniem prokuratury - zażyczył sobie za swoje przysługi Andrzej Pęczak. - Z tym autem od początku były kłopoty. Nie mieliśmy bardziej awaryjnego wozu - mówił. - To było auto testowe, a wiadomo, jak się jeździ takimi samochodami. Lista usterek była długa: miał zepsutą klimatyzację, wentylacje foteli, czujnik ABS. W tym momencie ma zatarty silnik i nie można nim jeździć.
- Czyli sprzedano wam rupiecia? - pytał jeden z obrońców.
- Można tak powiedzieć. Wizualnie auto było w porządku, ale w środku znacznie gorzej - przyznał Radosław J.
Już dwa tygodnie po przekazaniu mercedesa Pęczakowi zadzwonił jego kierowca, bo zepsuło się wspomaganie kierownicy. Radosław J.: - Znalazłem serwis, który mógł to szybko naprawić. Zawiadomiłem pana Pęczaka, że auto zostało oddane do serwisu, a on nakrzyczał na mnie, żebym nie wpieprzał się do tego auta. Zachowywał się, jakby miał prawo decydować o tym samochodzie, chociaż nie był jego właścicielem. Wywnioskowałam, że nie ma czym wracać z Warszawy do Łodzi, dlatego tak się pieklił.
Wczoraj zeznawał też warszawski przedsiębiorca, który od 16 lat zajmuje się wynajmem luksusowych limuzyn. Mówił, że w 2004 r. wynajęcie mercedesa klasy S kosztowało 2,5 tys. zł za dobę. - Dla stałych klientów był rabat do 20 proc. - tłumaczył Juliusz W.
Jego zeznania sprowokowały Marka Dochnala do kolejnego oświadczenia: - Prokuratura podaje zawyżoną wartość użytkowania tego auta. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może zaakceptować takiego wyliczenia. Mercedes klasy S to taka taksówka dla VIP-ów. Zagraniczne firmy i przedstawicielstwa dyplomatyczne wynajmują go, aby zapewnić normalny komfort podróżowanie swoim gościom. Sam wynajmowałem takie w Szwajcarii czy Monako dla swoich gości i płaciłem 2 tys. euro za miesiąc. Kwoty, jakie tu padają, nijak się mają do rzeczywistości.
Dochnala poparł obrońca: - Z naszych obliczeń wynika, że kilkumiesięczne użytkowanie S-klasy kosztuje 120 tys. zł, a nie 275 tys. zł, jak wyliczyła prokuratura.
Proces będzie kontynuowany w listopadzie. Wtedy sąd zamierza przesłuchać kierowcę Pęczaka. Zdzisław P. został ukarany 300 zł grzywny, bo nie stawił się na przesłuchanie w środę.