Informacje z Częstochowy . Polecamy: Seria eksplozji wstrząsnęła okolicą
- Obydwie kobiety cierpiały na bardzo silną depresję - mówi Henryk Kromołowski, dyrektor szpitala.
Pierwszą z samobójczyń - miała 46 lat - hospitalizowano już 11 razy. Przeszła niepostrzeżenie z oddziału zamkniętego na oddział otwarty, podając się za rodzinę jakiegoś pacjenta. Jej zwłoki znaleziono nieopodal szpitala, w Kanale Grunwaldzkim.
- To było niedopatrzenie personelu - z całą stanowczością twierdzi Kromołowski. - Po pierwsze, zawiniła osoba, które nie zamknęła drzwi między oddziałami, po drugie, ta, która bez żadnych podejrzeń wypuściła chorą ze szpitala. Samobójstwa się zdarzają, ale nie można dopuścić do lekceważenia obowiązków.
Do następnej tragedii doszło kilka dni później: pielęgniarka podczas obchodu zauważyła, że jedna z pacjentek wisi na ramie łóżka. Jeszcze żyła, ale mimo natychmiastowej reanimacji nie udało się jej uratować. - Ta kobieta miała 51 lat, a w szpitalu u nas była 36 razy - wyjaśnia dyrektor. - Też miała głęboką depresję i myśli samobójcze. Była bardzo dobrze pilnowana. Jednak potrafiła wykorzystać moment, kiedy nie było przy niej nikogo z personelu.
Szpital prowadzi własne dochodzenie, ale sprawą zajęły się też policja i prokuratura.