Pięć miesięcy wystarczyło Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, by umorzyć śledztwo w sprawie gwałtu na ośmioletnim chłopcu, do którego doszło przy stadionie gdańskiej Lechii w kwietniu br. Powód? Niewykrycie sprawcy. Śledczy zdecydowali się na taki krok, mimo iż znaleźli na miejscu zbrodni materiał genetyczny należący do sprawcy. Porównali go jednak z próbkami należącymi do zaledwie kilkunastu osób. Nie poszli dalej, bo budżet na takie ekspertyzy jest bardzo ograniczony. Gdyby chcieli więcej, musieliby uzyskać zgodę prokuratora okręgowego.
Zobacz jak wyglądają prace nad najnowszą premierą Teatru Muzycznego w Gdyni. Najświeższe doniesienia z prób, zdjęcia i materiały video! - Skrzypek na dachu
- Muszę dbać o interes finansowy prokuratury, wydam teraz duże pieniądze, a co się stanie, jeżeli pojawi się poważne zabójstwo i będę musiał powołać ekspertów - tłumaczy Dariusz Różycki, gdański prokurator okręgowy.
Policjanci śledczy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że głębiej do kieszeni prokuratura sięga właśnie w przypadkach morderstw. Tak było w 2000 r., kiedy w Świnoujściu zamordowano 21-letnią dziewczynę. W śledztwie brał udział prof. Ryszard Pawłowski, ekspert od badań DNA z gdańskiego Zakładu Medycyny Sądowej, ten sam, który badał materiał DNA gwałciciela z Wrzeszcza.
- Najpierw sporządzono portret psychologiczny sprawcy i określono przedział wiekowy. Wytypowano w ten sposób 12 tys. mężczyzn - mówi prof. Pawłowski. - Potem - głównie ze względów finansowych - policja ograniczyła się do badania DNA 421 osób - znanych jej gwałcicieli, pedofilów, podglądaczy, dewiantów seksualnych itp. 421. osoba okazała się mieć DNA zgodne w połowie z profilem gwałciciela. Tym samym musieliśmy ją wykluczyć, ale po głębszej analizie ustaliliśmy, że prawdziwym gwałcicielem może to być ktoś z nim blisko spokrewniony. Okazało się wkrótce, że gwałcicielem i zabójcą był jego brat.
Dlaczego prokuratura nie idzie dalej? Badanie jednej próbki to koszt co najmniej 300 zł.
- W konkretnej sprawie - pobicia, zabójstwa - badamy rutynowo na dowodzie rzeczowym jedną, dwie plamy z kilkunastu czy kilkudziesięciu - mówi prof. Pawłowski. - Po przekroczeniu kwoty 2000 zł prokurator musi mieć zgodę przełożonego.
Prokurator decyduje się na zbadanie większej liczby, jeżeli nie ma już żadnego wsparcia w innych dowodach. Prokuratura Gdańsk-Wrzeszcz nie zdecydowała się pójść dalej, mimo iż zarówno portret pamięciowy, jak i zeznania świadków takim wsparciem się nie okazały.
- W wysoko rozwiniętych krajach, takich jak Niemcy, skala poszukiwań jest często większa. W Munster w Nadrenii Północnej-Westfalii przy zabójstwie na tle seksualnym przebadano 2500 osób, a u nas przy okazji głośnego morderstwa Darii w Gdańsku Oliwie w latach 90. przebadano tylko 40 osób - mówi prof. Pawłowski.
W niemieckim Lipsku policja, szukając mordercy ośmioletniej Michelle, zamierza pobrać próbki DNA nie tylko notowanych przez policję mężczyzn z tego miasta, ale również tych, którzy w kartotekach nie figurują. Podobne działania podjęła dwa lata temu w Saksonii, gdzie ścigała sprawców gwałtów na 9- i 11-latce. Wtedy pobrała próbki od 14 tys. mężczyzn. Złapała sprawcę trzy miesiące temu.
Czy w Polsce byłoby to możliwe? Dr Mieczysław Goc, były pracownik Komendy Głównej Policji, obecnie wiceprezes Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, uważa, że tak.
- Prawa obywateli są ważne, ale napotykamy sytuacje, w których jesteśmy bezsilni. Metoda niemiecka jest jak najbardziej skuteczna i wskazana. To, co jest teraz w Polsce, to przegięcie w drugą stronę - mówi dr Goc. - Przy większej liczbie badanych ten koszt nie musi być tak duży. Nie ma też w Polsce żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o aparaturę i odpowiednio przeszkolonych ludzi pod tym względem.
Oprócz pieniędzy, śledczych ogranicza prawo. Eksperci twierdzą, że prokuratorom i policjantom mogłaby pomóc baza DNA podobna do tej funkcjonującej na przykład w Wielkiej Brytanii.
- Liczy 5 mln osób. Trafia do niej każda osoba, która popadła w konflikt z prawem, nawet jak spowodowała wypadek drogowy - mówi prof. Pawłowski.
W Polsce baza danych liczy zaledwie kilkanaście tysięcy rejestrów. Mogłaby liczyć dużo więcej, gdyby nie polskie prawo. Dlaczego tak nie jest? W 2000 r. znowelizowano Ustawę o policji, tak by dawała możliwość jej stworzenia.
- Zakładaliśmy, że dzięki tej nowelizacji będziemy pobierać materiał DNA w takim zakresie, w jakim pobiera się odciski palców. Potem jednak znowelizowano ustawę i drastycznie ograniczono ten zakres - mówi dr Goc.
Od 2000 r. - według szacunku ekspertów - do bazy mogłoby trafiać od 100 do 200 tys. próbek materiału genetycznego pobranego od podejrzanych. To oznacza, że dzisiaj prokuratorzy z Wrzeszcza mogliby porównać ślady gwałciciela z próbkami 1-1,5 mln osób.