Prokuratura wszczęła w sprawie sobotniego wypadku śledztwo z art. 160 kodeksu karnego mówiącego o "narażaniu na niebezpieczeństwo utraty życia bądź uszczerbku na zdrowiu".
- Prześledzimy dokładnie to, co wydarzyło się na statku "Baltic Lady" [zabrał nurków nad wrak - red.] od momentu jego wypłynięcia z portu w Świnoujściu aż po akcję ratunkową - powiedział nam prokurator rejonowy w Świnoujściu Włodzimierz Cetner.
Obecnie nikt nie szuka ciała nurka. Nie wiadomo w ogóle, kto miałby to robić. Wrak "Heweliusza" leży w pobliżu wyspy Rugia, jednak już poza wodami terytorialnymi Niemiec, w tzw. strefie ekonomicznej (poza jurysdykcją tego państwa). Prokuratura mogłaby zarządzić poszukiwania zwłok, gdyby śmierć nurka była wynikiem przestępstwa. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że powodem tragedii była nieostrożność. 42-letni Stanisław G. był jednym z uczestników wyprawy zorganizowanej przez stargardzki klub Barakuda. Zgodnie z obowiązującymi zasadami, pod wodę zszedł z kolegą. Obaj wpłynęli do wnętrza siłowni, mimo że mieli tego nie robić (do penetrowania wraku niezbędne jest specjalistyczne przeszkolenie). Tam stracili ze sobą kontakt wzrokowy. Tylko jednemu udało się wydostać. Ich koledzy rozpoczęli poszukiwania w momencie, kiedy Stanisław G. mógł mieć w butli powietrza na około 10 minut. Nie udało im się go odnaleźć.
Wiele wskazuje na to, że do tragedii przyczynił się mazut zalegający w siłowni. - Maszynownia to ostatnie miejsce, do którego chciałbym wejść - powiedział "Gazecie" instruktor z jednej ze szczecińskich szkół nurkowych. - Zwykle jest w nich pełno mazutu, który może pokryć maskę utrudniając widoczność.
Wiadomo już, że partner Stanisława G., któremu udał się odnaleźć drogę powrotną, był bardzo ubrudzony mazutem. W maszynowni obu nurkom "zgasły" latarki, które najprawdopodobniej pokryły się czarną mazią.
Samo zwiedzanie "Heweliusza" nie jest sprzeczne z prawem, bo Niemcy nigdy nie uznały wraku za podwodne cmentarzysko. Nurkowie z reguły oglądają go z zewnątrz, bądź wpływają do wnętrza kadłuba przez wyrwana burtę, aby zobaczyć rumowisko tirów. "Heweliusz" jest niebezpieczny. W ciemnościach można zabłądzić. Przerdzewiałe części wyposażenia i ładunku zaczynają się już walić.